KUCHENNE SCHODY DLA MINISTRA, CZYLI JAK MARYNARZE WODZĄ NAS ZA NOS

Jeśli ktoś mówi, że Wody Polskie są w stanie przeprowadzić nas suchą stopą przez powodziowe kryzysy, susze, zatrucia rzek, czy problemy wynikające ze zmian klimatu to mu, na Boga, nie wierzcie. To instytucja, która zmierza donikąd. Organizacja intelektualnie bezpłodna i merytorycznie bezradna. Quasi profesjonalny organ, który reaguje wyłącznie na zdarzenia medialne, takie jak większa powódź, czy upał, klecąc naprędce byle jakie programy. I na wszystkie bolączki ma jedno lekarstwo  – budowę obiektów żeglugowych. Taki współczesny teriak – preparat ze sproszkowanych żmij stosowany od czasów Nerona do XIX w na wszystko: dżumę, ospę, biegunkę, kołtun i wiele innych. I nie myślcie, że jest w tym zabobonie forsowanym przez obecne władze coś romantycznego. Wygląda to na zwykłą szarlatanerię nastawioną na wycyganienie gigantycznych pieniędzy z budżetu.

Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, przedstawienie nieznane, okres 1910 – 1938

ILUZJE WÓD POLSKICH

Dlaczego tak jest? Przyczyna jest prosta jak drut – upolitycznienie instytucji. Wody Polskie stworzono, jako narzędzie do realizacji wielkomocarstwowych mrzonek władzy. Przekop Mierzei Wiślanej to „mały pryszcz” – prawdziwym celem jest skanalizowanie polskich rzek na potrzeby rozdętej do absurdu żeglugi. Ma to kosztować, wg Programu Rozwoju Dróg Wodnych niemal 80 mld złotych, ale wielu ekspertów twierdzi, że wydamy kilka razy więcej. Kosmiczny plan, który pochłonie nie tylko gigantyczne publiczne środki, ale resztki naturalności naszych rzek i życie w tych rzekach. A to zabije rozwój małych turystycznych i rekreacyjnych biznesów, jakie dzięki zachowaniu naturalnych rzek lokalnie powstają. Czyli zablokuje lokalny rozwój.

Myślicie, że realizacja takich absurdów to mrzonka? Dla ambitnych polityków nie ma nic niemożliwego. Po co to robią? By poprawić sobie samopoczucie, przejść do historii, jako budowniczy czegoś wielkiego. Z pewnością tak, ale głównym celem jest zapewnienie sobie przez następne lata możliwości zarządzania wielkimi środkami finansowymi. Ważna jest władza – więc sprawa sensowności podejmowanych działań, efektywności ekonomicznej, kosztów społecznych, czy środowiskowych nie ma znaczenia.

PRZEPIS NA WDROŻENIE LIPNYCH IDEI

Politycy promujący ideę „wielkiej żeglugi” są tak zdeterminowani, że by osiągnąć cel powiedzą dowolne kłamstwo, patrząc nam prosto w oczy. I są w tym bezkonkurencyjni. Warto prześledzić jak to robią. Jest kilka kroków, jakie usiłują podjąć, by wykonać plan, dla którego nie ma uzasadnienia ekonomicznego, brakuje pozytywnego rezonansu społecznego, a skarbiec czegoś pusty.

Trzeba mieć nośny pomysł. Wielkie międzynarodowe drogi wodne to świetny cel. Starzy pamiętają barki na rzekach, a młodzi widzieli je na Renie, czy Dunaju. Więc niby dlaczego nie mają pływać w Polsce? Pomysł „wielkiej żeglugi” wpisuje się dodatkowo w Polskie resentymenty: pierwszy  lubimy być wielcy i wyjątkowi, drugi – jesteśmy przekonani, że inni nam w tym przeszkadzają. To, że cała idea nie ma ani ekonomicznego, ani gospodarczego sensu nie ma znaczenia. Bo przecież inni pływają. Więc jeśli Unia nie chce nam żeglugi współfinansować, znaczy, że boi się konkurencji. A najbardziej przeszkadzają Niemcy – bo podobno rozwój wielkiej żeglugi na Odrze zagraża ich interesom na Renie. Na czym to zagrożenie miałoby polegać, nikt nie potrafi wyjaśnić, ale dobrze to brzmi.

Fragment obrazu : Pejzaż rzeczny, Jan Breughel Starszy

Trzeba przekonać ludzi, że żegluga to lekarstwo na wszystkie troski. Nie wszyscy żyją resentymentami, większość ludzi po prostu nie widzi sensu wożenia lodówek i telewizorów barkami po rzekach. Coś więc z tym trzeba zrobić! Najlepiej ich przekonać, że wożenie towarów jest „przy okazji”, a tak naprawdę chodzi o ochronę przed suszą i powodziami. Albo o samowystarczalność energetyczną. To wpisuje się w nasze społeczne lęki. Jak skuteczna to metoda pokazuje wynik akcji zbierania podpisów wśród mieszkańców Mazowsza za budową stopnia żeglugowego Siarzewo. Zebrano ich ponad 120 tysięcy! Ale w ulotce promującej akcję zbierania podpisów za budową stopnia żeglugowego Siarzewo (https://www.biuletyn.abip.pl/zgzk.a.k/8418) nie ma ani słowa o żeglugowym celu tego stopnia. Jest za to o ochronie przed powodzią, suszą, jest o lokalnym rozwoju, lodołamaniu, bezpieczeństwie i energetyce. Nawet jest o ekologii – to że stopień jej nie szkodzi. Mistrzostwo manipulacji.

Fragment ulotki promującej wspieranie podpisami przez mieszkańców budowy stopnia Siarzewo.

Trzeba mieć dyspozycyjną instytucję. Pomysł jak ją zmajstrować miał Mariusz Gajda – prezes KZGW za czasów pierwszego PIS, a od 2015 v-ce minister środowiska. Wykorzystał pokutujące w środowisku wodnym przekonanie, będące mentalną pozostałością po PRL, że „aby skutecznie czymś zarządzać trzeba mieć nad tym władzę absolutną”. Tak powstało Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie – instytucja odpowiedzialna za planowanie, realizację, nadzór i konserwację urządzeń gospodarki wodnej oraz za dbałość o jakość środowiska rzecznego. Nowa instytucja sama sobie wydaje zezwolenia na większość swoich zadań. I w sumie sama się kontroluje. A że dyrektorzy PGW WP są wyznaczani i powoływani przez polityków, to zrobią wszystko – wdrożą każdą polityczną brednię. W najdrobniejszej sprawie (przykład poniżej). Bez czczej gadaniny o kontroli społecznej, bez niepotrzebnych dysertacji uczonych ciamajdów , czy epatowania wzorcami z „obcych” nam kultur.

Trzeba mieć zaufanych ludzi na właściwych stanowiskach. Animatorem idei „wielkiej żeglugi” jest Marek Gróbarczyk – absolwent wyższej szkoły Morskiej w Gdyni. W 2015 roku został ministrem Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. W styczniu 2018 udało mu się przejąć PGW Wody Polskie od Ministra Środowiska i natychmiast wymienić prezeskę – specjalistkę od gospodarki wodnej na swojego człowieka Przemysława Dacę – dyrektora departamentu żeglugi śródlądowej. Dwa lata później zlikwidowano Ministerstwo Żeglugi, a Marek Gróbarczyk został sekretarzem stanu w Ministerstwie Infrastruktury. Bez trudu pociągnął za sobą całą PGW Wody Polskie (jest przecież członkiem rady politycznej PIS) i jest do dzisiaj odpowiedzialny za ten obszar działania. W 2022 roku, kiedy po wpadce z masowym śnięciem ryb w Odrze trzeba było ze względów wizerunkowych coś zrobić – odwołano go, ale jednocześnie powołano na stanowisko prezesa PGW WP Krzysztofa Wosia – kapitana żeglugi wielkiej, byłego dyrektora Urzędu Morskiego w Szczecinie, absolwenta technikum żeglugi.

Od lewej: obecny prezes Wód Polskich – Krzysztof Woś (fot. Elzbieta Kurowska), Minister Marek Gróbarczyk (fot. Ministerstwo Infrastruktury) i poprzedni prezes Przemysław Daca (fot. Facebook).

Trzeba mieć skarbiec pełny po brzegi. Ambitne przedsięwzięcia wymagają adekwatnych środków. Wody Polskie w ramach reformy 2017 roku przejęły od innych wszystko, co się tylko dało: wpływy z opłat za wodę z narodowego i wojewódzkich funduszy ochrony środowiska, środki z podobnego źródła z powiatów, środki za wydawanie pozwoleń wodno-prawnych i środki jakimi dotąd dysponowały wojewódzkie zarządy melioracji. Nie mówiąc o własnych zasobach To wciąż za mało w stosunku do potrzeb, ale w tej rewolucji nie chodziło o dostępne pieniądze, ale o instrumenty pozwalające je zarabiać. Czyli o prawo decydowania o kosztach wody. Przychody z opłat miały uniezależnić lobby żeglugowe od budżetu Państwa. Zaproponowano więc, znacznie ich podwyższone podwyższenie dla przedsiębiorców i rolników. Ale nie o 10, czy 20%, ale na przykład dla producentów artykułów spożywczych o 700%, a dla producentów wody i napojów gazowanych o 8200% (z 10 groszy na 8,2 złotych). Winę zrzucono oczywiście na Unię – co było zwykła manipulacją. Zrobiła się z tego potężna afera – wielkie przedsiębiorstwa, w tym Coca Cola, zagroziły wyprowadzeniem produkcji poza Polskę… Nie wdając się w szczegóły, premier Szydło zmuszona była ogłosić, że podwyżek nie będzie. Skok na dużą kasę się nie udał, ale i tak budżet Wód Polskich to dzisiaj około 3,5 mld złotych.

REWITALIZACJA KUCHENNYCH SCHODÓW

Podsumowując, przygotowanie operacji „wielka polska żegluga” powiodło się tylko częściowo. Powstała posłuszna struktura zarządzania, dyspozycyjni urzędnicy pracują na odpowiednich stanowiskach, a my – zwykli ludzie – mamy tak namieszane w głowach, że jak się powie, że śluzy dla statków służą ochronie przed powodzią i suszą, to uwierzymy. Jedyny problem, to brak środków na realizację tego pomysłu. Ale od czego są tak zwane kuchenne schody? – dawniej przeznaczone dla domokrążców, kucharek i kochanków. Dziś świat się zdemokratyzował i służą one ministrom.

Przykłady? Proszę bardzo! Cztery lata temu po suchym lecie pojawił się, opracowany przez KZGW Program Przeciwdziałania Niedoborom Wody. Minister Gróbarczyk na Forum Gospodarczym w Krynicy mówił wtedy: „Program będzie zakładał bardzo szerokie i kompleksowe podejście, czyli zbiorniki, duża retencja, mała retencja i mikroretencja”. Świetnie to brzmiało, tyle, że okazało się, że obiekty żeglugowe z urządzeniami do śluzowania barek i holowników – nie mające znaczenia dla poprawy retencji – pochłaniają 60% wszystkich kosztów (ponad 6 mld złotych[1]) realizacji programu. Kiedy na początku 2023 roku konsultowano kolejny program – Zarządzania Ryzykiem Powodziowym, to koszty zawartych w planie dla Odry stopni żeglugowych Ścinawa i Lubiąż oraz korekty ostróg (ich wpływ na powodzie jest zaniedbywalny) wyniosły ponad 3,5 mld złotych. Czyli około 30% budżetu całego programu. W odpowiedniku tego planu dla  Wisły umieszczono kolejnych 5 stopni żeglugowych – łącznie z Siarzewem. Ale to nie koniec. Po wyłowieniu z Odry ponad 350 ton martwych ryb w 2022 roku, okazało się, że deklarowany przez Ministra Infrastruktury program naprawczy obejmuje również urządzenia żeglugowe. „W odniesieniu do sytuacji na Odrze” – powiedział nowy prezes Wód Polskich – „najważniejsze jest, by zwiększyć zasoby dyspozycyjne Odry, by było więcej wody i ryby miały lepsze środowisko do tego, by żyć”[2]. Nieważne, że ryby w Odrze nie zdychały z powodu braku wody, ale nadmiaru zanieczyszczeń. Minister to wie, prezes Wód Polskich tym bardziej, ale ludzie niekoniecznie. Sprawa tych stopni i zbiorników jest dla polityków tak ważna, że tracą co chwila zdrowy rozsądek i ogarnia ich polityczny amok. Kiedy niemiecka minister Środowiska Brandenburgii zaproponowała, by odejść od inwestycji na Odrze, bo inaczej nie da się tej rzeki uratować, to Minister Gróbarczyk na Twitterze z właściwą sobie elegancją napisał:

W połowie marca tego roku na stronach rządowych pojawiła się informacja, że rząd pracuje nad projektem Ustawy o rewitalizacji Odry. Nie opublikowano go co prawda, ale robocza wersja krąży w różnych środowiskach. Co w niej jest? Pierwsze strony zajmuje lista kilkudziesięciu inwestycji, z której część to obiekty żeglugowe – znowu stopnie w Lubiążu i Ścinawie. Oraz kilkanaście zbiorników retencyjnych na dopływach Odry. Spora ich część, których koszt oszacowano na 3 miliardy złotych, jest przekopiowana żywcem ze wspomnianych Planów Zarządzania Ryzykiem Powodziowym.

Obiekty hydrotechniczne mają w tej ustawie zapewnione wszystko: finansowane z budżetu Państwa (konkretne kwoty), status „natychmiastowej wykonalności”, ułatwienia administracyjne, a w ich realizacji ma pomóc „specustawa powodziowa” z 2010 roku pozwalająca na przymusowe wywłaszczenia.

Symptomatyczna jest propozycja kryteriów oceny skutków wdrożenia tych przepisów. Jeśli myślicie, że wśród kryteriów jest „ograniczenie zanieczyszczeń”, czy „poprawa ciągłości rzek ułatwiająca rybom życie” to to znaczy, że odkleiliście się od rzeczywistości. Podstawowe kryteria oceny skuteczności zaproponowane w karcie Oceny Skutków Regulacji to:

  • Liczba podmiotów korzystających ze zwolnienia z opłat za usługi wodne albo z preferencyjnych stawek opłat.
    • Liczba rozpoczętych inwestycji określonych w projekcie ustawy.
  • Powołanie Inspekcji Wodnej w ramach PGW WP.

A zakłady zrzucające wody kopalniane dostaną 4 lata czasu (do 2027 roku) na przygotowanie inwestycji ograniczające te zrzuty. A zwyczajowo stosowany w takich sytuacjach instrument, jakim jest podwyższenie opłat, który może skłaniać ich do ograniczenia zrzutów zostanie wdrożony też po 2027 roku.

LECZENIE WSKAZANE OD ZARAZ

Czy Wody Polskie nadają się do czegokolwiek? Pytanie jest retoryczne. Instytucja robi dużo, ale trudno nie odnieść wrażenia, że nie to co trzeba i nie tak jak trzeba. Wygląda raczej na to, że jest uległym narzędziem do drenowania budżetu Państwa na fantasmagorie polityków. Może ktoś oponować, że przecież pracuje tam sporo ludzi, którzy starają się robić dobrą robotę. Święta racja! Tyle, że to nie ich prace są nagradzane pochwałami polityków i nie o nich politycy mówią w mediach. Więc, nawet, jak zrobią coś obiektywnie fajnego, to się tym nie chwalą. Milczą, bo wiedzą, że dla ich mocodawców nie jest to nic ważnego, nie mówiąc o ryzyku, że za publiczne chwalenie się można dostać po głowie. Tak było w przypadku Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie, który w 2022 otrzymał światową nagrodę za udrożnienie dla ryb rzek Wisłoki i Białej. Wzmianka o tym pojawiała się na ich stronach dopiero po kilku tygodniach.

Fot. ZBE. Jedna z przepławek na Wisłoce w Ropicy Polskiej.

W takich upolitycznionych instytucjach reguły gry są zawsze takie same – zarządy działają pod dyktando polityków, a pracownicy robią tylko to co im każą, bo niebezpiecznie jest mieć własne inicjatywy. Jak mawia mój znajomy – w takich instytucjach innowacyjne drożdże można znaleźć tylko w pobliskim sklepie spożywczym.

Według mnie, PGW WP w obecnej postaci to instytucja wymagająca gruntownej modernizacji. Jej kod genetyczny został zaprogramowany w określonym celu – by służyć politykom, więc nawet duże dawki aspiryny jej nie wyleczą.

Czego tej instytucji brakuje?

Brakuje dużo, ale można te braki ująć w dwóch grupach.

Brak rozwiązań zapewniających rzetelne działanie instytucji publicznej – zaliczyłbym do nich niezależność kierowników instytucji od polityków pozwalającą skupić się na rozwiązywaniu rzeczywistych problemów, transparentność działania instytucji umożliwiającą monitoring jej pracy, różne formy kontroli społecznej – choćby poprzez stworzenie niezależnej od ministra rady wybieranej spośród użytkowników wód. Żadnej z tych zasad obecne Wody Polskie nie hołdują.

Brak potencjału do identyfikacji wyzwań i zdolności do formułowania adekwatnych rozwiązań. To w dobie zagrożeń, związanych choćby ze zmianami klimatu, czy drapieżnością przemysłu jest dla takiej instytucji kluczowe. Charakterystycznym sygnałem, była katastrofa na Odrze. Widać, że instytucja sobie z takimi problemami nie radzi. Nie ma własnych danych (nie tylko o jakości wody – wystarczy przejrzeć jej bazy), nie ma i nie stosuje sama instrumentów potrzebnych do ich analizy, nie dba też o eksperckie wsparcie w fachowych środowiskach (nauka, środowiska eksperckie, czy NGO). W sprawie Odry wypowiadają się głównie politycy, a specustawa, która ma uzdrowić Odrę jest konsultowana tylko z instytucjami, które wiadomo, że będą ją wspierać całym sercem. Jedną z nich jest największy truciciel Odry, czyli KGHM, które zrzuca do rzeki rocznie około 500 milionów kilogramów soli, czyli 1,3 tony soli na dobę (dane z bazy PGW WP), drugi to Fundacja Konstruktywnej Ekologii Ecoprobono,  która wspiera rząd we wszystkich działaniach, jej misją jest walka z tzw ekoterroryzmem, a prezes pisze o sobie na Linkedin: „Obecnie pomagam rozwijać projekty hydrotechniczne w tym związane z rozwojem międzynarodowych dróg wodnych, portów morskich oraz małej retencji.

Sprawa modernizacji PGW Wody Polskie to temat wymagający dogłębnej dyskusji. Skłamałbym, gdybym napisał, że wiem, co i  jak należy zrobić. Ale przecież mamy jakieś doświadczenia, od których można zacząć. Interesujące, a jak inne od dzisiejszych były podstawy działania regionalnych zarządów gospodarki wodnej stworzone na początku lat dziewięćdziesiątych. Ich celem była poprawa stanu naszych wód – wymóg ramowej dyrektywy wodnej. Gdyby zachowano je do dziś, to z pewnością do takiej katastrofy, jak zdarzyła się na Odrze w zeszłym roku, by nie doszło. Zmiany, jakie nastąpiły od w tej instytucji od tamtych czasów obrazuje najlepiej to, że dzisiaj nie znajdziecie w jej strukturze działu, zespołu, czy jednostki, która zajmowałaby się jakością środowiska wodnego, za co te instytucje zgodnie z prawem odpowiadają. W nazwach działów pojawia się wszystko: susza, powodzie, usługi wodne, opłaty, rybołówstwo, jest nawet wydział żeglugi (co on w ogóle robi w strukturze gospodarki wodnej?). Ale takich słów, jak jakość wody, czy jakość środowiska wodnego nie ma. Bo to drugorzędna sprawa.

Naprawdę  warto szukać rozwiązań, które uniezależnią sektor wodny od kaprysów polityków, dziwiętnastowiecznych rozwiązań, czy ordynarnej hochsztaplerki finansowej. I dadzą nam wreszcie poczucie, że publiczne instytucje dbają o nasze rzeki, o ich stan i sposób wykorzystania. Czyli o sprawy żywotnie ważne dla nas wszystkich. Bo to co się teraz dzieje pokazuje, że jest się czym martwić. Naprawdę.

[1] https://sip.lex.pl/akty-prawne/mp-monitor-polski/przyjecie-zalozen-do-programu-przeciwdzialania-niedoborowi-wody-na-lata-18898603

[2] PAP, https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1405214%2Cwiceminister-infrastruktury-specustawa-dot-odry-ulatwi-procesy

Roman Konieczny

PS. Wiele propozycji zmian struktury zarządzania gospodarka wodna w Polsce można znaleźć w Białej Księdze Polskich Rzek przygotowanej przez Fundację ClientEarthPrawnicy dla Ziemi, Fundację Frank Bold, Fundację Greenmind, Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków, Fundację WWF Polska
(dokument jest dostępny tutaj)

2 myśli na temat “KUCHENNE SCHODY DLA MINISTRA, CZYLI JAK MARYNARZE WODZĄ NAS ZA NOS”

  1. Romku, ten malo optymistyczny obraz w jaki sposob jest uprawiana gospodarka wodna w Polsce przypomniala mi Bernarda Kaczmarka, ktory argumentowal, dlaczego w gospodarce wodnej bardziej opłaca się struktura kilku instytucji o ściśle określonych kompetencjach, wzajemnie się kontrolujących, niż scentralizowana władza nie poddana kontroli społecznej. Bernard podkreślał wagę właściwej struktury komitetów zlewniowych dla zapewnienia równowagi interesów administracji samorządowej, rządowej i użytkowników, a także kompetencji decyzyjnych tego ciała, zwłaszcza w kwestiach finansowych. No ale jego pomysl na negocjacyjne podejscie do zarzadzania zasobami wodnymi nie przewidywal kompletnego braku kompetencji administracji panstwowej. Smutne to i jak powiadal Georges Wolinski(https://pl.wikipedia.org/wiki/Georges_Wolinski) , francuski rysownik satyryczny zamordowany w terrorystycznym ataku na Charlie Hebdo w 2015, „Je suis un con, mais quand je vois ce que les gens intelligents ont fait du monde… (Jestem dupkiem, ale kiedy widzę, co mądrzy ludzie zrobili ze światem …)”

    1. Myślę, że Francja doskonaliła administrację od dawna, a u nas różnie bywało. Co prawda część obecnej władzy twierdzi, że Francuzi dzięki nam używają widelców, ale powiedzmy sobie szczerze, oba kraje to inne doświadczenia i inne światy. W Polsce model zarządzania, szczególnie w administracji jest do dziś dyrektywny. A staram się używać przyjemnie brzmiącego określenia, bo część fachowców od zarządzania nazywa go feudalnym. Mówiąc prosto: szef jest najmądrzejszy i najwięcej wie – reszta ma wykonywać polecenia lub instrukcje. Model zarządzania opartego na dyskusji, a szczególnie taki, w którym występują elementy negocjacji np. z użytkownikami (czyli coś co się dzieje we Francji w ramach planowania w Radach Dorzeczy), czy jeszcze trudniej – model negocjacyjny między instytucjami reprezentującymi różne sektory jest nieakceptowany. Uważany za cos wydumanego, niemożliwego w realizacji, a w konsekwencji nieskutecznego. To pewnie skutek braku wiedzy i doświadczeń. Myślę, że z tego powodu starania rządu Francuskiego – personalnie Bernarda Kaczmarka, by pomóc nam stworzyć w latach dziewięćdziesiątych sprawną administrację wodną poniósł fiasko. Właśnie o to mi głównie chodziło w tekście powyżej, że trzeba o tym rozmawiać i zastanowić się, jakie cechy ma mieć instytucja, by była sprawna, rzetelna i skuteczna. A nie taka jak jest obecnie – prowincjonalna, nieinnowacyjna, i uzależniona od polityków. Może warto przypomnieć jak to działa we Francji. O jakim modelu myśleliśmy w latach dziewięćdziesiątych. Napisałbyś coś Marku? 😊

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s