Książę w kaloszach, czyli co politycy wiedzą o powodzi i dlaczego tak mało

Według dziennikarzy najlepiej wypadł Książę Karol. Na portalu Huffington Post żartowano nawet, że brytyjscy politycy mogliby się od niego uczyć, jak się ubrać  na wizytę w terenach powodziowych. Książe w samodziałowej marynarce ze staromodnymi naszywanymi kieszeniami, z brązowymi wyłogami, w beżowych spodniach wpuszczonych w czarne, sięgające kolan kalosze wyglądał w dotkniętym powodzią Somerset znacznie stosowniej niż politycy. Co najważniejsze, nie wyróżniał się spośród przestraszonych, zmęczonych,  smutnych ludzi, mimo, że jako następca tronu do zalanych miejscowości jechał na platformie ciągnika, siedząc na starej ogrodowej ławce ozdobionej kilkoma bukiecikami kwiatków.

Wyglądało to wszystko niezwyczajnie, ale paradoksalnie bardziej naturalnie niż rozmowy z poszkodowanymi ludźmi Davida Camerona w czarnym, obcisłym polarku i kaloszach, czy v-ce premiera Nicka Clegga w dżinsach, nie mówiąc już o kontrowersyjnym liderze prawicy Nigelu Farage, który w woderach i krawacie brodził po zalanych terenach dając się obfotografowywać, niczym celebryta na czerwonym dywanie. Rewia kaloszy – tak brytyjska prasa podsumowała wizyty polityków na zalanym w lutym tego roku obszarze Somerset.

Czytaj dalej Książę w kaloszach, czyli co politycy wiedzą o powodzi i dlaczego tak mało

Niezwykłe odkrycia w górskiej dolinie

Na środku składzika stał mały, niewiarygodnie brudny, podobnie zresztą jak całe wnętrze, rower z zamontowanym na przednim kole silnikiem spalinowym. Śmigam na tym do osiemdziesiąt na godzinę – powiedział gospodarz – a na tym drugim jeszcze szybciej. Brudny, bo nie wyczyściłem go jeszcze po powodzi.  Facet miał około 55-60 lat. Udar, który dopadł go 2 lata wcześniej był ledwie wyczuwalny – zacinał się z lekka. Drugi pojazd był połączeniem roweru z samochodowym fotelem i mocnym silnikiem na przednim kole. Hamulce miał zwykłe – rowerowe. Nie mogę cholery upilnować, się kiedyś zabije albo komuś co zrobi – żona była wyraźnie zirytowana – wciąż coś majstrujeBo lubię – odciął się.

Jego zabezpieczenia przed powodzią nie były już tak wyrafinowane jak rowerowe ścigacze, ich budowa widać mniej go pasjonowała, choć mimo prostoty każdy szczegół był przemyślany. Niewielki, ładny dom, dotykający zbocza był otoczony półmetrowej wysokości murkiem, wejście do małego ogródka, jak i do domu było zablokowane przed wodą  zaporą z desek, przykręcaną w razie potrzeby do framugi śrubami i uszczelnianą pianką murarską. Podobne zabezpieczenie miało wejście do kurnika – rupieciarni. Gdyby ono jednak nie wytrzymało, albo woda przelała się górą, kury mogłyby uciec pod sufit po zamontowanym na ścianie specjalnym trapie ratunkowym. Przygotowany też był system odwodnienia podwórka (w 2010 roku zalany został wodą nie z rzeki, ale spływającą ze stoku za domem), zaś zabezpieczenie przed cofaniem się w czasie powodzi ścieków z kanalizacji było banalnie proste –w rurę odprowadzającą ścieki z domu wbijało się przygotowany kołek. To ostatnie rozwiązanie powstało też po 2010 roku, kiedy dom został zalany właśnie przez kanalizację.

Czytaj dalej Niezwykłe odkrycia w górskiej dolinie