MIAŁA BYĆ TROSKA O ŚRODOWISKO, A WYSZŁO WIELKIE NIC

Staram się rozumieć motywacje: strajki rolników, związkowcy wykorzystujący te strajki, politycy wykorzystujący związkowców, manipulanci wykorzystujący ogólny brak wiedzy… I jeszcze nasza pokręcona historia, której efektem jest kompletny brak zaufania do władzy i tego, co ona mówi. Wszystko rozumiem. Ale przydałaby się do cholery jakieś wyjaśnienie dla nas – zwykłych ludzi. I co nie mniej ważne – odrobina szacunku dla tych tysięcy ludzi z wielu krajów Europy (również z Polski), którzy przez kilka lat tworzyli, uzgadniali i negocjowali propozycje przepisów w zakresie poprawy jakości środowiska. Bo robili to po to, by przygotować Europę na gorsze czasy. Kombinowali, jak znaleźć równowagę między niezbędnymi zmianami, a kosztami ich wdrożenia. Szukali rozwiązań. Z troską identyfikowali grupy, które mogą na tym stracić. Negocjowali terminy. Wobec tego i im, i nam coś się należy. Myślę o szacunku polegającym na tym, że politycy, poza decyzjami opowiedzą nam dlaczego jest ona taka, a nie inna. Czyli powiedzą co źle działa, jaki mamy plan – by to poprawić i czemu współpraca z innymi krajami nam nie pasuje.

A wyjaśnienie dlaczego wdrożenie tych europejskich przepisów naprawdę nie jest trudne. Jakie zdarzenia pogodowe powodują, że rolnictwo ponosi duże straty? Powodzie? Nie –  bo w rolnictwie to 3% wszystkich strat. Huragany? – też nie, bo to 1%. Naprawdę znaczące straty, bo aż 77% wszystkich spowodowanych katastrofami pogodowymi, powodują susze. Wg raportu IOŚ z 2019 roku to 77% z sześciu miliardów złotych rocznie, a w ciągu ostatnich 20 lat to podobna część ze stu osiemdziesięciu miliardów. Niezła kasa! Czy coś robimy, by jej nie tracić? Premier właśnie powiedział tyle, że w tej sprawie z Europą nam nie po drodze. Dlaczego Panie Premierze?

Skąd się biorą susze rolnicze? Zacznijmy od aktualnego przykładu. Pierwsze miesiące tego roku były znacząco mokre – dużo padało, ale już w maju dowiedzieliśmy się, że pół Polski jest pod wpływem suszy. To co się z tą wodą z opadów stało? Po prostu odpłynęła! Przez poprzednie lata robiliśmy wszystko, by opady nie zasilały wód podziemnych i gruntowych, a cała woda z opadów, jak najszybciej spłynęła do morza. Konkrety? Gospodarka leśna jest prowadzona dla robienia biznesu na drewnie i nie wspomaga retencji wód. Szkoda, bo lasami pokryta jest 30% powierzchni kraju. Samo rolnictwo przez ostatnich kilkadziesiąt lat spowodowało, że straciliśmy większość terenów podmokłych i bagiennych, które retencjonują wodę (osuszono je pod uprawy), a systemy melioracji rolnych mają za zadanie odwodnienie pól, a nie ich nawodnienie. Jakby tego wszystkiego było mało, to w miastach w niesamowitym tempie uszczelniamy powierzchnię, w niektórych zlewniach miejskich rzek zdarza się, że aż kilkadziesiąt hektarów rocznie. A na końcu – całą wodę, która spłynie z pól, lasów i uszczelnionych powierzchni, staramy się odprowadzić jak najszybciej do morza. Po to przecież przez 150 lat uregulowaliśmy ponad 70% rzek.

Byliśmy głupi, że robiliśmy takie rzeczy? Nie byłbym tak radykalny – raczej brakuje nam wyobraźni. Historia uczy, że są działania, które wdrażane z rzadka są opłacalne i nikomu nie szkodzą, ale po przekroczeniu pewnej ilości, pewnej masy krytycznej okazują się dewastujące i zagrażające nam samym. A my tę masę krytyczną nie dość, że dawno przekroczyliśmy, to w dodatku powtarzamy te błędy z uporem godnym lepszej sprawy.

Nature Restoration Law to prawo, które ma doprowadzić do naprawy tych zmian w całej Europie. I niewiele ma to wspólnego z rolnikami. Najkrócej wyraził to profesor Witold Kotowski w rozmowie z Oko.press: Rolnicy nie sprzeciwiają się przecież działaniom poprawiającym żyzność gleb ani przeciwko przywróceniu naturalności lasom czy odzyskaniu ciągłości rzek. Nie są przeciwko odbudowie populacji owadów zapylających – a to wszystko są zapisy NRL. Być może rolnicy nie wiedzą, co jest elementem NRL.

Rozmowy z protestującymi w Przyborowicach (fot. MRiRW)

W dodatku, straszy się rolników, że prawo unijne odbierze im część łąk, która pochodzi z osuszonych torfowisk i każe je zalać. To kolejne baliwernie – wg profesora Kotowskiego nie musimy zalewać łąk – „Możemy te cele osiągnąć nawodnieniami terenów w parkach narodowych i na gruntach Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa.”

To pokazuje, jak wielki jest obszar niewiedzy w sprawie celów i metod proponowanych w przepisach dotyczących odtwarzania środowiska. Więc nawet jeśli ze względów politycznych trzeba obecnie „zjeżyć sierść” i okazać „męstwo i władzę” warto zacząć o tym rozmawiać z nami, jak z obywatelami. A do tego służą instytucje państwa. Wiem, że narzędzia komunikacji państwa z obywatelami są w Polsce w powijakach. Warto zwrócić uwagę, że premier sam przekazuje, co ma do powiedzenia – czuje więc, że tu nie ma sprawnego systemu. Warto zacząć ten system budować. A w naszej konkretnej sprawie Nature Restoration Law trzeba by struktury państwa przekonały nas, że to niezbędne działania, by w przyszłości było mniej susz, strat powodziowych, niepotrzebnych chorób wynikających z zanieczyszczeń, czy śmierci spowodowanymi wyspami ciepła w miastach. Bo inaczej, obietnice, że się tym zajmiemy sami, może później, może jakoś… pozostaną puste.

Roman Konieczny

2 myśli w temacie “MIAŁA BYĆ TROSKA O ŚRODOWISKO, A WYSZŁO WIELKIE NIC”

  1. Jestem mieszkańcem wschodniej Białostocczyzny, głosując na KOnliczylem na zmiany a nie na kontynuacje rządów pisu. Zawiodłem się sromotnie, na najbliższe i jakiekolwiek przyszłe wybory nie pójdę. Nie po to wybierałem zmianę aby mi pod domem pola minowe robili, odstraszało turystów i aby moje nieruchomosci straciły na wartości. Miały być zmiany w lasach, nic się nie zmieniło – nadleśniczowie pozamieniali się stołkami, a z lasów wyjeżdża tyle samo drewna co za pisu. Renaturyzacji rzek chyba siennigdy nie doczekam i mogę p tym tylko pomarzyć. Polityk to jednak kłamca i szuja, każdy.

    1. Dzięki za komentarz. Ja nie mam przekonania, że wszyscy politycy to wyłącznie łotry. I wierzę w to, że obecna władza może zrobić dużo dobrego. Ale podobnie jak Pan niecierpliwie czekam na zmiany. I dość mocno jestem w tym rozdarty, bo emocje mówią – trzeba wszystko zmienić zaraz, a doświadczenie mi mówi, że nie ma rewolucji. Te zmiany, tak na zdrowy rozum, wymagają czasu. Nie ma na razie innych kadr, procedur w instytucjach, firm co potrafią robić inaczej niż dotąd itd. By ten proces przyspieszyć lub go wymusić wydaje mi się, że można zrobić dwie rzeczy: głośno publicznie mówić o oczekiwaniach – to działa, a najlepiej włączyć się w jakieś działania zmieniające rzeczywistość – w samorządzie lub organizacjach pozarządowych. Bo jest siła. Mnie w tekście chodziło tez o to, że kiedy władza podejmuje decyzje, to chciałbym, żeby czuła się w obowiązku powiedzieć dlaczego wybrała taką decyzję, a nie inną. Wtedy jest jakaś przestrzeń do rozmów.

Dodaj odpowiedź do Roman K. Anuluj pisanie odpowiedzi