Świat na opak, a nikomu nie przeszkadza

ZEWSZĄD LARUM w sprawie braku zbiorników powodziowych. A po redakcjach biega niejaki dr Grzegorz Chocian, prezes wspieranej i hołubionej przez PIS Fundacji Konstruktywnej Ekologii ECOPROBONO, który opowiada, że powódź mieliśmy przez Niemców. Oni już dawno przekupili ekologów, by blokowali budowę zbiorników przeciwpowodziowych w Polsce, żeby nas zatopić. Pana Chociana też próbowali przekupić, ale jako patriota się nie dał. To znaczy nie wziął. Jednocześnie wie, że ekolodzy wzięli. Wie nawet którzy, ale nie powie!

Mimo, że opowieści Pana Chociana są mniej wiarygodne niż opowieści barona Munchhausena, o tym, jak to sam siebie z bagna wyciągnął za włosy, to wiara; że Niemcy dybią na naszą cześć i życie czyni cuda. O jego patriotycznym geście niebrania od Niemców rozpisały się natychmiast wszystkie prawicowe redakcje – nie tylko katolickie. Nikomu nie przeszkadza, a może uznano to za atut, że Pan Chocian uczestniczy w różnych dyskusjach: a to o ściemie klimatycznej, a to o istotnym dylemacie, czy ekolodzy jedzą, czy nie jedzą dzieci. Ale facet dobrze wygląda, budzi zaufanie i fajnie gada!

Jak mizernie na tym tle wypadają fachowcy, według których zbiorniki – nie uzupełnione innymi działaniami: naturalną retencją, ograniczaniem zabudowy terenów zalewowych, rekomendacjami budowlanymi i poprawą działania systemów reagowania – niewiele znaczą. Kto ich słucha?!! To sztywniacy, którzy nudzą, w dodatku to co mówią nie jest sexy.  Z ich opowiadań wynika również, że sami sobie jesteśmy winni. Też coś! Więc, jak mamy takich fachowców, to skąd, jako społeczeństwo mamy wiedzieć, że zbiorniki bywają fajne i skuteczne, ale tylko w pewnych warunkach. Bo na przykład, jak się wleje do nich wody za dużo, to stają się zagrożeniem. Czasem piekielnym. A w dodatku, czego nikt w Polsce nie mówi, nie ma systemów ostrzegania i ewakuacji mieszkańców przy katastrofie takich zapór. Nie mówiąc już o regulacji zabudowy na zagrożonym przez taką katastrofę terenie. Prawicowe media tego nie czują. Za trudne. Więc Chocian wygrywa!

Dlaczego nie ostrzegano ludzi po awarii zapory

W Kotlinie Kłodzkiej było sześć suchych zbiorników. To nie są zbiorniki retencyjne, które łapią wodę a potem trzymają do wykorzystania dla innych celów, np. rolniczych. Łapią wodę jak płynie jej bardzo dużo, a potem natychmiast powoli wypuszczają aż znów będą puste. Nie są sterowane – pracują automatycznie.

W połowie września deszczu spadło tyle, że trzy z sześciu zbiorników na ziemi kłodzkiej zostały przepełnione, (czwarty chyba też, ale nie mam dokładnych danych), czyli stały się nieskuteczne. O dwóch z nich mówiło się, że są zagrożone, bo woda zaczęła się przelewać górą. Co nie jest niczym dziwnym, bo tak ma być, ale było jej tyle, że budziła obawy, że coś się stanie. Burmistrzowie poniżej zbiorników zarządzili nawet ewakuację. Zawaliła się tylko jedna zapora – w Stroniu.

Dlaczego Wody Polskie odpowiedzialne za obiekty hydrotechniczne nie ostrzegły mieszkańców Stronia, Lądka i Kłodzka o tym, że z zaporą w Stroniu coś się stało. Zwykły unik. Informację, że pękła tama przekazał radny ze Stronia, który sfilmował ten moment, a film wysłał natychmiast do dziennikarki z portalu Kłodzko24. Ta powiadomiła starostę – a urząd próbował podobno przez godzinę potwierdzić te informację w zarządzie wodnym Wód Polskich. Nie do końca zresztą wiadomo po co, bo film był jednoznaczny. W tym czasie fala zalała już Stronie i Lądek a po dwóch kolejnych godzinach dotarła do Kłodzka.

Zniszczona zapora w Stroniu Śląskim (fot. Jacek Engel, Fundacja Greenmind)

Wody Polskie powiadomiły samorząd ponad dwie godziny po zdarzeniu; a Tymczasem fala ze zbiornika, prawie dwumetrowa, demolowała po drodze wszystko, co napotkała. Żal było patrzeć na to ludzkie nieszczęście.

Zagrożenia od zapór

Powstaje oczywiście pytanie, czy warto się tym zajmować, skoro katastrofy zapór to incydentalna sprawa. Oczywiście, że takie zdarzenia są rzadkie – ale się zdarzają. Szacuje się że od 2000 roku na świecie było 450 awarii dużych zapór. I liczba awarii z roku na rok rośnie, bo większość zapór robi się coraz starsza. W Polsce mieliśmy kilka katastrof podobnych, jak ta, w Stroniu Śląskim. W 2010 pękła w  zapora Niedów na rzece Witce. Zginęła jedna osoba, a starosta zgorzelecki wraz z kierowcą zmyci z drogi przesiedzieli noc na drzewie i dopiero rano uratowali ich strażacy. Prawie 10 lat wcześniej pękła, będąca w budowie, zapora Wióry – nikt nie zginął, ale straty sięgały 6 milionów. Najbardziej tragiczna katastrofa w Polsce miała miejsce w 1967 roku – pękł zbiornik poflotacyjny kopalni Konrad – zginęło 18 osób, kilkaset było poszkodowanych a zniszczonych domów było ponad 100.

Trzeb jednak mieć świadomość, że może być znacznie gorzej. W roku 2018 opracowana została Wstępna Ocena Ryzyka Powodziowego stanowiąca podstawę do modyfikacji map zagrożenia i ryzyka powodziowego. W ramach tego dokumenty przeanalizowano 25 zapór wyższych niż 10 m. Okazało się; że w Polsce, w strefie zagrożenia katastrofą tych zapór jest 219 tysięcy różnego rodzaju obiektów, w tym ponad 106 tysięcy budynków mieszkalnych i ponad 80 tysięcy przedsiębiorstw zatrudniających ludzi. Statystycznie rzecz biorąc w strefach zagrożenia mieszka lub pracuje ponad 0,5 mln ludzi. I prawdę mówiąc nie mają oni żadnej ochrony ze strony Państwa, które jest właścicielem istniejących i promotorem budowy kolejnych zapór.

Przyczyny awarii zapory (Stowarzyszenie Urzędników ds Bezpieczeństwa Zapór Państwowych, https://damfailures.org/lessons-learned/intervention-can-stop-or-minimize-consequences-of-a-dam-failure-warning-signs-should-not-be-ignored/)

Katastrofy zapór to tylko część problemu

Trzeba też pamiętać, że awaria zapory to tylko jedna z przyczyn, powodujących, że zbiornik nie poprawia; ale pogarsza sytuację ludzi mieszkających poniżej. W 2021 roku wystąpiły potężne powodzie w Niemczech i Belgii, w których zginęło ponad 250 osób. Było wiele incydentów spowodowanych pęknięciem małych zapór (np. zapora w Wassenberg), ale zdarzało się, że zła praca większych zbiorników zalewała miasta. Po prostu dlatego, że dopływy do zbiorników były większe niż te uwzględniane przez projektantów. Przykładem jest 66 metrowa zapora w Belgii na rzece Vesdre zamykająca zbiornik o pojemności 25 mln m3. Prognozowano duże opady, ale decydenci myśleli, że woda zmieści się w zbiorniku. Nawet nie spieszono się z wypracowaniem dodatkowej rezerwy. Kiedy okazało się, że woda wypełnia 70% pojemności, a dalej dopływa w ogromnych ilościach, zdecydowano się na awaryjnie na zrzuty 45 m3/s, zalewając miasta poniżej. Po kilku następnych godzinach spuszczano już trzy razy tyle i zaczęto się obawiać awarii zbiornika. Na szczęście tak się nie stało, ale zginęło kilkanaście osób, a co piaty człowiek mieszkający poniżej zbiornika stracił dom.

Podobna sytuacja miała miejsce w czasie wrześniowej powodzi. Wody Polskie, przestraszone tym co się dzieje na górze Kotliny Kłodzkiej, katastrofą w Stroniu Śląskim, czy katastrofą zapory Topola, zaczęły zwiększać rezerwę w zbiorniku nyskim zrzucając znacznie więcej wody niż przewiduje instrukcja sterowania zbiornikiem, wobec czego zalane zastały szpital i sąsiadująca siedziba straży pożarnej. I sądząc z delikatnych wypowiedzi szefów tych instytucji żadna z nich nie została ostrzeżona lub zrobiono to w ostatniej chwili. Spowodowały też najprawdopodobniej zagrożenie dla miasta obciążając tym zrzutem wały poniżej zbiornika tak bardzo, że wyglądało na to, że zostaną przerwane. Burmistrz zarządził ewakuację całego miasta, czyli czterdziestu tysięcy osób.

Tak więc nie tylko katastrofy zapór są  dla ludzi groźne, ale również awaryjna, nie przewidziana instrukcjami praca zbiorników retencyjnych. Co przy zmianach klimatu zdarza się to coraz częściej. Ale czy my, mieszkający poniżej zapór o tym wiemy? Czy możemy się spodziewać, że ktoś myśli o naszym bezpieczeństwie?

Przelewająca się zapora w Pilchowicach (https://legaartis.pl/blog/2024/09/16/zapora-pilchowicka-nie-wytrzymala-woda-zaczela-sie-przelewac/)

Czy jest jakaś nadzieja, że się poprawi?

W Polsce nie ma systemów ostrzegania przed katastrofami zapór. Wiem, że zaraz się ktoś wyrwie i powie, że to nieprawda, ale nie będzie miał racji. Bo nawet jeżeli gdzieś istnieją, to żadna z miejscowości zlokalizowanych wzdłuż rzek poniżej zapór o nich nie wie. Czyli de facto ich nie ma. W Internecie, w którym jest wszystko, temat też nie istnieje. Najbardziej zdumiewa, że nikt się tym nie martwi.

Można się zapytać dlaczego tak jest, skoro w 2007 roku wprowadzono przepis[1], mówiący, że obiekty, których wysokość jest większa niż 2 m, a pojemność związanego z nim zbiornika przekracza 0.2 mln m3 muszą mieć określony zasięg zalewów na wypadek katastrofy oraz sposób ostrzegania i ewakuacji mieszkańców. To znaczy, że wszystkie obiekty w Kotlinie Kłodzkiej takie systemy powinny mieć. Czy mają – nie wiem, bo żadna instytucja o tym nie mówi. I żaden z nich nie zadziałał.

Dlaczego tak jest? Podejrzewam, że brak publicznie dostępnych informacji o możliwości awarii zapory, skutków tego zdarzenia i systemów ostrzegania jest efektem naszych fiksacji związanych z infrastruktura krytyczną. Wynikającym z przekonania, że jak coś znalazło się na liście infrastruktury krytycznej to wszystko co jest z tym związane musi być tajne. A konsekwencją jest przekonanie, że gdy obszary zalewów są tajne, to i system ostrzegania mieszkańców przed katastrofą też musi być tajny. Jak ktoś o niego spyta, to się mówi „yyyyyy”, a oczami daje do zrozumienia, że sprawa jest poważna. Wiem, że brzmi to jak opis jakiś poważnych deficytów umysłowych, ale nie znajduję innego wytłumaczenia.

Warto dodać, że w ostatnich latach udostępniono mapy zalewów od chyba 20 zbiorników na Hydroportalu. To krok w dobrą stronę, ale konia z rzędem temu, co  kto potrafi te mapy przeczytać.

Prawo rzeczywiście definiuje, że zapory są obiektami ważnymi ze względu na bezpieczeństwo Państwa. Rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie obiektów szczególnie ważnych dla bezpieczeństwa lub obronności państwa oraz ich szczególnej ochrony mówiło do 2022 roku:

Paragraf 2. Obiektami szczególnie ważnymi dla bezpieczeństwa i obronności państwa, zwanymi dalej „obiektami”, są:
11. zapory wodne i inne urządzenia hydrotechniczne, których awaria może spowodować zatopienie terenów o powierzchni powyżej 500 km2 albo obszaru o mniejszej powierzchni, na którym znajdują się budynki mieszkalne lub obiekty uznane za szczególnie ważne dla bezpieczeństwa i obronności państwa;

Co w praktyce znaczyło, że praktycznie wszystkie takie obiekty były ważne dla bezpieczeństwa itd. Tyle, że w 2022 roku usunięto z niego słowa „budynki mieszkalne lub”, co wykluczyło według mnie z listy infrastruktury krytycznej większość niewielkich zapór. Ale wygląda na to, że nikt tej zmiany nie zauważył i wszystko nadal jest tajne!

Co z tym zrobić.

Na co dzień jestem spokojnym człowiekiem, ale w tym przypadku szlag mnie trafia. To niesamowite, że instytucje publiczne forsują budowę zbiorników retencyjnych z argumentem, że gdyby je w Kotlinie Kłodzkiej zbudowano to zapobiegły by tragedii. Wystarczy zajrzeć do dokumentacji projektowej tych zbiorników, by wiedzieć, że to bzdura. Ilość woda jaka we wrześniu przepływała przez miasta w Kotlinie Kłodzkiej była znacznie większa niż możliwości zagospodarowania jej przez te zbiorniki. A bezmyślna promocja odbywa się po serii przykładów, że zbiorniki sobie z powodzią nie poradziły. O czym na własnej skórze przekonali się nie tylko mieszkańcy Nysy, Paczkowa, miejscowości poniżej Pilchowic, Jarmołtówka i innych miejsc.

Zniszczenia w Stroniu Śląskim (fot. Jacek Engel Fundacja Greenmind)

Wszystko to przy jednoczesnym kompletnym bagatelizowaniu bezpieczeństwa ludzi mieszkających poniżej zbiorników. Utajnianie informacji o ich stanie, brak dostępnych map zalewów dla wszystkich zbiorników przewidzianych w prawie, oraz jasnych i testowanych systemów ostrzegania przed katastrofami.

Takich zaniechań i błędów w zarządzaniu ryzykiem powodziowym jest mnóstwo i nikt się za ich rozwiązanie nie zabiera. Tylko klepie, jak Pan Chocian jakieś spiskowe teoryjki i z marsem na czole występuje przed ludźmi opowiadając kocopoły o tym, jak uszczęśliwią nas kolejne zbiorniki retencyjne.

Nie chcę na koniec robić szczegółowej wyliczanki, ale zaniedbania dotyczą wielu aspektów. Generalnie systemów ostrzegania przed powodzią (nie tylko dla zbiorników). Rzućcie okiem na strony poszczególnych gmin w Kotlinie Kłodzkiej, nigdzie informacja o systemie ostrzegania, czyli o tym kto, kiedy, w jakiej sytuacji będzie ostrzegał i co należy zrobić jak się ostrzeżenie pojawi (jakie są bezpieczne drogi, gdzie się ewakuować) nie występuje! Nigdzie! Tak jest, w całym kraju, naprawdę z małymi wyjątkami.

Gdzie są skuteczne, a nie groteskowe, jak obecnie, instrumenty wpływania na zabudowę terenów zalewowych, czy to ograniczenia zabudowy, czy programy dobrowolnych wykupów. Gdzie instrumenty, choćby rekomendacje, jak budować i jak zabezpieczać istniejące domy na terenach zalewowych? Ta lista jest naprawdę długa, ale wygląda na to, że nikogo to nie interesuje. Można odnieść wrażenie, że PGW Wody Polskie to instytucja, która nie rozumie swojej roli w ograniczaniu ryzyka powodziowego. W sumie idzie ręka w rękę z Panem Chocianem. Spokojnie wydaje publiczne środki na działania, które nie przynoszą efektów.

Roman Konieczny


[1] Rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 20 kwietnia 2007 r. w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budowle hydrotechniczne i ich usytuowanie – Dziennik Ustaw – rok 2007 nr 86 poz. 579 – INFOR.PL

3 myśli w temacie “Świat na opak, a nikomu nie przeszkadza”

  1. Jak zwykle rzetelna ta mokra robota !

    Zastanawiam sie, czy mająca wejść w życie w tym tygodniu europejska dyrektywa 2022/2557 w sprawie odporności podmiotów krytycznych (CER) nie nałoży na administracje odpowiedzialne za infrastrukturę krytyczną odpowiedzialności za monitorowanie i ostrzeganie, o którym piszesz.

    1. Dzięki za dobre słowo 🙂 Może rzeczywiście te nowe przepisy trochę pomogą. Choć z drugiej strony tyle europejskich przepisów czegoś wymaga, a u nas realizacja karykaturalna. Kurcze! Widzę, że z wiekiem robię się pesymistą.

Dodaj odpowiedź do Marek_E Anuluj pisanie odpowiedzi