TRZYDZIEŚCI MILIONÓW ZA MILIMETR NICZEGO

Mieszkańcy przeciwni budowie zbiorników w Kotlinie kłodzkiej to paskudne, aspołeczne typy, których powinno się zostawić po powodzi samym sobie i pod żadnym pozorem nie pomagać. „Płaskoziemcy, anty-szczepionkowcy, woda wymyła im resztki mózgu…

Taki jest przekaz zdecydowanej większości z dziesiątków komentarzy pod  tekstem w Gazecie Wyborczej zatytułowanym „Mieszkańcy Kotliny i ekolodzy przeciwko budowie suchych zbiorników”. Profesor Janusz Zalewski, który jest głównym bohaterem artykułu ewidentnie te emocje napędza. Nie dość, że mami wszystkich mirażami nieracjonalnych rozwiązań hydrotechnicznych – przedstawiając je jako cudowne rozwiązania, to jeszcze straszy mieszkańców ziemi Kłodzkiej sugerując, że jak się na zbiorniki nie zgodzą, to się ich wysiedli.

Rysunek 1 Gazeta Wyborcza https://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,31480804,mieszkancy-kotliny-klodzkiej-i-ekolodzy-przeciw-budowie-suchych.html

Profesor jest zbyt doświadczonym i bystrym człowiekiem, by można było traktować to, co mówi, jako spontaniczne bajdurzenie, które się zdarza politykom. Może nie ogarniać złożoności problemów związanych z redukcją ryzyka powodziowego, bo od kilkudziesięciu lat jest promuje tylko zbiorniki (a to mały wycinek problemu), ale z pewnością wie, z jak złożoną materią ma do czynienia. A poza tym, jako matematyk z wykształcenia powinien przynajmniej doskonale liczyć. A w tekście w Wyborczej tego nie widać. Trzeba przyznać, że bardzo zmienił, sądząc z publicznych wypowiedzieć swoja optykę na ryzyko powodziowe, ale wciąż w jego wywiadach dominuje sztuczna retencja – która jest tylko jedną z możliwości ograniczenia strat.

Czy koncepcja dla Kłodzka była ekonomicznie uzasadnione?

W większości krajów świata jest tak, że jak się wydaje publiczne pieniądze, musi to mieć poważne uzasadnienie czyli dawać oczekiwane efekty i być efektywne ekonomicznie. Efektywne oznacza, że korzyści z inwestycji mają być większe od kosztów. Profesor twierdzi w tym artykule, że proponowane w 2019 roku zbiorniki są rozwiązaniem pod tym względem wyjątkow, bo ich koszt miał wynieść 1,5 miliarda złotych, a przecież w 2024 roku straty powodziowe sięgnęły 4 miliardów złotych. Powiedzmy sobie wprost – porównywanie kosztów rozwiązań dla Kotliny Kłodzkiej, które nie mają żadnego wpływu na Odrę, ze stratami dla całej południowo zachodniej Polski, to tak jak porównywanie talerzyka sałatki z kotłem zupy pomidorowej. A mówienie o efektywności kosztowej tego rozwiązania to jakieś nieporozumienie. Dyskutowana w 2019 roku koncepcja miała być bowiem według dokumentacji pięć razy droższa od redukcji strat, jaką miała przynieść (koszt inwestycji wynosił 1,65 mld złotych, a 340 milionów złotych miała wynieść reedukacja strat). Nic lepszego z materiału, który wtedy przygotowano nie dało się zresztą wykręcić, bo koszty każdego z rozpatrywanych wtedy w analizie 16 suchych zbiorników były wyższe od 4 do 20 razy niż korzyści. W żadnym demokratycznym kraju, w odróżnieniu od krajów autorytarnych, taki projekt by nie przeszedł do dalszej fazy. Nikt by na niego nie dał środków, ale też nikt by takiego projektu publicznie nie prezentował, bo to zwykły zawodowy obciach. W Polsce to żaden wstyd  – można pokazać wiele planów inwestycji forsowanych przez Wody Polskie, które mają znacznie gorsze wskaźniki opłacalności ekonomicznej niż propozycja dla Ziemi Kłodzkiej. Przykłady?: stopień Siarzewo, zbiornik Katy Myscowa i wiele innych.  

Sceptycy mogą powiedzieć, no dobrze, ale może czasem warto zapłacić więcej za poczucie bezpieczeństwa i choćby obniżenie kulminacji powodziowej. Problem w tym, że projekcie niczego istotnie zmieniającego sytuacje powodziową na terenie ziemi Kłodzkiej nie było. Na przykład na rzece Ścinawce obliczenia skuteczności proponowanej koncepcji w 8 na 12 punktów wzdłuż rzeki w ogóle wykazywały ograniczenia poziomu wody lub ograniczenie było mniejsze niż 50 cm. A na tej rzece przewidywano budowę 2 zbiorników. Na Nysie Kłodzkiej było podobnie – czyli brak większej redukcji powodzi w połowie z 15 przekrojów obliczeniowych – mimo zaprojektowanych na Nysie dwóch zbiorników. W efekcie w Kłodzku, w którym straty są największe (60% strat w całym powiecie kłodzkim), obiecywana redukcja to… 54 cm, przy poziomie wody na wodowskazie dla powodzi stuletniej około 600 cm (250 cm to stan alarmowy). Choćby nie wiem jak naciągać, tak zwaną dobrą wolę, trudno to uznać za wynik obiecujący. A tak na marginesie cała ta koncepcja drogo wychodzi  – ponad trzydzieści milionów złotych za milimetr redukcji powodzi w Kłodzku. Ja bym się tym nie chwalił.

Rysunek 2 Poziomy wody w dwóch różnych miejscach Kłodzka w 1997 roku – redukcja o 54 cm nie obniżą tego poziomu w znaczący sposób.

Warto w kontekście tych informacji zwrócić uwagę na inne, wprowadzające w błąd mieszkańców i opinię publiczną sugestie. Koncepcje zbiornikowe są zwykle przedstawiane jako stuprocentowe zabezpieczenie przed powodzią. Nikt nie opowiada, że to będzie obniżenie kulminacji o kilkanaście procent jak w Kłodzku (w stosunku do wody 1%), nikt nie mówi, że powódź może być większa niż ta, na którą zbiorniki projektowano – wtedy zbiorniki nie zadziałają, a nawet mogą być zagrożeniem. Nikt też nie opowiada, że nawet w normalnych warunkach ich skuteczność zależy od układu opadów. Zbiorniki przedstawia się jako kopułę ochronną, która pozwoli wszystkim żyć długo i szczęśliwie z poczuciem pełnego bezpieczeństwa. Mało kto wie, że to bzdura, że takiego potencjału zbiorniki nie mają. Bezpieczeństwo wymaga wielu innych działań, które hydrotechnika może uzupełniać, ale nie potrafi ich zastąpić.

Straszą wysiedleniami – czyli przymusem

Tekst artykułu w Wyborczej zaczyna się paskudnie – bo od próby nastraszenia mieszkańców niechętnych budowie zbiorników. Profesor Zalewski mówi: „Wariant ochrony przeciwpowodziowej bez suchych zbiorników oznacza, że skala przesiedleń mieszkańców byłaby ogromna. Na całym terenie objętym powodzią wskazano bowiem 15 tysięcy zabudowanych działek.”

W tych dwóch zdaniach są dwie tajemnicze informacje. Pierwsza to liczba zagrożonych obiektów – 15 tysięcy. Skąd się to wzięło – nie wiem. Według map ryzyka powodziowego, przygotowanych przez Wody Polskie, w strefie powodzi 1% (na taka wodę projektuje się koncepcje ochrony) wzdłuż całej Nysy – nie tylko w Ziemi Kłodzkiej – jest raptem 3,5 tysięcy budynków. Razem z garażami 😊. Nawet w strefie powodzi 500 letniej jest 3 razy mniej budynków niż podane 15 tysięcy. Ale tu być może winę za nieprawdziwe informacje ponoszą Wody Polskie, które takie informacje rozpowszechniają i wprowadziły profesora w błąd.

Druga tajemnica wynikająca z cytowanych zdań zawarta jest w sugestii, że będzie się przesiedlać zagrożonych. Formułując to bardziej po ludzku przekaz jest taki: „Kochani – jeśli się nie zgodzicie na budowę suchych zbiorników powodziowych, które maja Was chronić, to sorry-batory ale się po prostu Was przesiedli. Dla Waszego dobra.”  W Polsce po powodzi w 2010 weszła w życie tak zwana specustawa o szczególnych zasadach przygotowania do realizacji inwestycji w zakresie budowli przeciwpowodziowych, która pozwala na wywłaszczenie na cele publiczne, takie jak budowa wałów przeciwpowodziowych, kanałów ulgi, polderów przeciwpowodziowych, czy sztucznych zbiorników przeciwpowodziowych. Ale nie daje ona Państwu prawa do wywłaszczenia z ziemi dlatego, że ktoś jest zagrożony przez powódź. Więc jest to jakiś nowy – rewolucyjny koncept. Znowu nie wiem, czy to manipulacja, czy znowu Wody Polskie.

Tak na marginesie, nie znam kraju w którym wysiedla się ludzi dla ich dobra z takich jak wyżej powodów. Może na Haiti – gdzie wiele lat temu prezydent wykupił kawał gruntu, by przesiedlić jedno z plemion, którego wyspę zalewa powoli morze, co jest spowodowane zmianami klimatu. Albo w Lagos w Nigerii, gdzie podnoszący się poziom morza również zagraża mieszkańcom. Ale w Kotlinie Kłodzkiej?

Czy mieszkańcy Kotliny Kłodzkiej to jednostki aspołeczne ?

W opinii wielu ludzi ziemia kłodzka to jedno z najbardziej urokliwych miejsc w Polsce, gdzie przeniosło się wiele osób z całej Polski a gdzie podstawą rozwoju jest turystyka. Atrakcji tu co niemiara – trzeba pamiętać że sama Kotlina to jakieś kilkanaście procent tego terenu – reszta to góry. Jest gdzie spacerować, widoki są piękne. I jest też co zwiedzać – to przecież obszar gdzie ścierały się wpływy wielu państw i wielu kultur, więc zamków, warowni jest tu do zwiedzania sporo. Trudno się dziwić, że lokalne społeczności maja w strategiach rozwoju zapisaną na pierwszych miejscach turystykę.

Wracając do tematu powodzi w tym kontekście trudno się dziwić mieszkańcom, że protestują przeciwko budowie hydrotechnicznych kolosów – w dodatku mało skutecznych. Wystarczy sobie wyobrazić czym byłyby w tym krajobrazie proponowane do realizacji zapory suchych zbiorników. Wysokość niektórych zaplanowano na ponad 30 m, czyli 10-cio piętrowego budynku (średnia wysokość to ponad 20 m), zaś długość sięga 700 m (średnia długość 460).Szerokość podstawy takich obiektów powinna zwykle wynosić 5-cio krotność ich wysokości, czyli niektóre z nich u podstawy będą miały 150 m. Łatwo sobie wyobrazić, że taki 32 metrowy obiekt o długości 500 metrów to obiekt wysokości 10 pięter, szerokości rynku we Wrocławiu i długości dwu i półkrotnie większej niż ten rynek. I takich obiektów może być z 10.

Rysunek 3 Cytat – Gazeta Wyborcza – relacja ze spotkania w kościele w Stroniu Śląskiem w listopadzie 2024 https://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,31430525,krajobraz-ziemi-klodzkiej-po-powodzi-zbiorniki-retencyjne-nadal.html

Te gigantyczne ziemne wały staną się trwałym elementem krajobrazu ziemi kłodzkiej. To nie ściągnie na ziemię kłodzką miłośników pięknych krajobrazów. Raczej turystów zainteresowanych obejrzeniem jednej z większych osobliwości hydrotechnicznych na świecie. 

Rysunek 4 Kotlina Kłodzka, Suchy zbiornik Szalejów Górny (Suchy zbiornik przeciwpowodziowy na rzece Bystrzyca Dusznicka w miejscowości Szalejów Górny | Modernizacja Roku)

… a wszystko to dla naszego dobra

Tak naprawdę, w takich tekstach przeraża mnie przedmiotowy stosunek do przesiedlanych przymusowo ludzi. Przekonanie, że jak się komuś zapłaci rynkową wartość traconego majątku i powie patrząc głęboko w oczy „musisz się wynieść dla dobra innych”, to załatwia wszystkie problemy. Nie – nie załatwia. Wystarczy spróbować postawić się w sytuacji tych ludzi, którzy poza mieszkaniem tracą pracę, kontakt z sąsiadami i przyjaciółmi, częścią rodziny, a ich dzieci świat dzieciństwa, szkoły, znanych nauczycieli i przyjaciół. A wszyscy tracą bliskość w sercu z miejscem – gdzie żyli, krajobrazem – który im towarzyszył dzień w dzień i lokalną społeczność – która była ich sąsiedztwem. Zmiana siedliska, nawet po katastrofie, która zdemolowała poczucie bezpieczeństwa, to dramat dla całej rodziny. I każdy normalny obywatel ma prawo oczekiwać, że władza planując takie zmiany w życiu innych ludzi, weźmie to  pod uwagę. I nie będzie używała mówiąc do dziennikarza, czyli do nas, słów w rodzaju „ skala przesiedleń będzie musiała być ogromna”.

Myślę, że warto to podkreślać, bo czytając komentarze do tekstu w Wyborczej można odnieść wrażanie, że przedmiotowe traktowanie ludzi ma w Polsce duże społecznie spore poparcie. Oczywiście wiem, że tylko część tych komentarzy to społeczny brak empatii, ale część z nich to po prostu opinie zamodelowane artykułem. Choćby takie jak ta: „Myślałam, że fakt iż jeszcze nie wyschło po powodzi, spowoduje, że ludzie będą inaczej patrzeć na plany ochrony przed następną katastrofą, ale widzę, że byłam strasznie naiwna.” Powiedzmy wprost – naiwna wiara w każde słowo, jakie jest wypowiadane w prasie przez osoby przedstawiane jako eksperci, to nasze prawo, ale obowiązkiem  prasy jest weryfikowanie, czy informacje są prawdziwe, czy służą manipulacji naszą świadomością.  

Roman Konieczny

3 myśli w temacie “TRZYDZIEŚCI MILIONÓW ZA MILIMETR NICZEGO”

  1. Chamstwo straszne z tymi wysiedleniami i specustawami, jak w putinowskiej Rosji a może i gorzej? To samo na wschodzie przy budowie wału tfuska, już nas tu drutami ogrodzili przy uciesze reszty obywateli bo oni będą bezpieczni a my tu na wschodzie zadrutowani i zmilitaryzowani. Bo zagrożenie … tak od ruskich jak od powodzi … Nikt wysiedleniom nie będzie się przeciwstawiał prócz samych zainteresowanych tak w Kotlinie jak i przy granicy z BY 😦

  2. Drogi Romku,
    Jak zwykle precyzyjnie i bezpardonowo obnażasz meandry myślenia w Polsce o gospodarce wodnej, a ochronie przeciwpowodziowej w szczególności. Brawo !

    Natomiast trudno mi się pogodzić z Twoja niska ocena możliwości analizy kosztów-korzyści przez matematyków na odpowiedzialnych stanowiskach wielomiliardowych projektów hydrotechnicznych.

    Poniżej, krótki, ale rygorystyczny dowód, który tłumaczy zasadność mojej tezy :

    Założenie 1: Wiedza to siła
    Założenie 2 : Czas to pieniądz

    Jak dobrze wiadomo z lekcji fizyki (klasa 5) :

    Sila = praca / czas
    Ale poniewaz :
    Wiedza = siła (założenie 1)
    Czas = pieniądz (założenie 2)
    Po podstawieniu otrzymujemy :
    Wiedza = praca / pieniądz
    Stad :
    pieniądz = praca / Wiedza
    Zauwazmy, ze jak Wiedza zbliża się do zera to pieniądz rośnie do nieskończoności, niezależnie od włożonej pracy.

    Wniosek : im mniej wiesz tym masz większy zysk
    Cbdo

    W przytoczonym przez Ciebie przykładzie „30 mln za milimetr niczego” to wynik zbliżony do perfekcji, czyli empiryczne potwierdzenie tej ogólnej zasady !
    Uściski, m.

  3. Internet wie wszystko oprócz kontaktu do Pana Romana Koniecznego.

    Więc próbuję tą drogą.

    Analizie powodzi w Kłodzku i w całej Dolinie Kłodzkiej poświęciłem trochę prywatnego czasu. Zainteresowanie tym opracowaniem jako jednym z głosów w dyskusji jest żadne. Piszę o decydentach różnego szczebla. nikt nie wskazał błędów i argumentacji na NIE, co jest możliwe, bo ludzie różne głupoty piszą. Ale myślę, że nawet nikt z nich tego nie przeczytał. Może Pan wyciągniecie z tego jakieś pozytywne wnioski.
    Link na dysku

    https://drive.google.com/file/d/1MTrrBsEiotbzkZGoVXu5zC6NsbdSGgu8/view?usp=sharing

    Z analizy zdarzeń wynika, że chociaż działanie zapór Krosnowice i Szalejów Górny miały potencjał by obniżyć fale powodziową w Kłodzku nawet o metr, to zadziałały tak, jakby ich nie było w ogóle. Mamy I kwartał XXI wieku, sztuczną inteligencję i nieograniczone wręcz możliwości procesowe. Projektowanie nowych systemów odbywa się jednak dalej według standardów wieku XIX.
    Pozdrawiam
    Marek

Dodaj odpowiedź do podlasianin Anuluj pisanie odpowiedzi