Oberwanie chmury, czyli miejska choroba leczona inżynierią

Chodziliście kiedyś po mieście, gdy lało jak z cebra? Kiedy woda waliła z nieba tak, że buty, spodnie, spódnica, cokolwiek, wszystko w sekundę stawało się mokre? Co widać spod parasola? Samochody zalane do połowy. a obok oniemiałych właścicieli. Ludzi wysiadających z tramwaju do kałuż sięgających im do kolan. Gejzery wody strzelające na metr z kanalizacji na środku ulicy. Jakichś facetów kłębiących się z butami na ławce pod daszkiem zalanego przystanku. I denerwujący huk lokalnej rzeczki pędzącej tuż obok w kamiennym korycie, w którym jeszcze pół godziny temu nie było nic poza kilkoma kałużami, puszkami po piwie i coli. Te obrazki są wszędzie identyczne – nieważne, czy to Gdańsk, Londyn, Białystok, Warszawa, Paryż, Łódź, Bydgoszcz, Elbląg czy Zielona Góra.

Oberwania chmur były zawsze – pytanie, czy teraz będą częściej. Klimatolodzy twierdzą, że tak. Kopenhagę od 2010 do 2011 roku nawiedziły trzy dewastujące oberwania chmury. Najgorsza była ostatnia: straty osiągnęły miliard euro, zniszczona została niezbędna dla miasta infrastruktura. A wszystko przez deszcz, który padał przez kilka godzin z intensywnością do 3 mm na minutę. Lokalna apokalipsa. Takie zdarzenia wyzwalają w samorządach potrzebę zabezpieczenia się na przyszłość – może nie przed deszczem, bo to przecież dopust Boży, ale przed jego skutkami. W Kopenhadze opracowano, wzorując się na rozwiązaniach z Londynu czy Rotterdamu, a nawet odległego Nowego Jorku, plan zarządzania ryzykiem nawalnych deszczów. . W całym mieście przygotowano miejsca, których głównym celeme jest zatrzymanie wody tak długo, jak się da, w miejscu, gdzie ta woda spadła w postaci deszczu: płytkie zagłębienia, zielone przestrzenie, obniżone fragmenty ciągów komunikacyjnych, np. rowerowych, zielone dachy (popatrzcie w Google Map na Nowy Jork czy Chicago), deszczowe ogrody, przepuszczające wodę chodniki itd. Bo żadna kanalizacja przy tak intensywnych opadach nie poradzi sobie z deszczem, a lokalne cieki tym bardziej.

Marzy mi się, by samorządy polskich miast wzięły wzór z Kopenhagi i nie twierdziły, że miasto zalały nieuregulowane rzeki, że trzeba wybudować kolejny zbiornik i że państwo ma im dać na to środki. Nie mówią przy tym, że planują rozwój miast tak, że likwidują naturalną retencję, uszczelniają powierzchnię i całą deszczówkę próbują zmieścić w kanalizacji. Trzeba na ich obronę powiedzieć, że nie wiedzą, co czynią… ale o tym za chwilę. Takich miast jest w Polsce mnóstwo – ostatnio problemy miały Gdańsk, Białystok czy Elbląg. Spróbujmy za przykład wziąć Elbląg, bo to przykład najświeższy .

Powódź w Elblągu – wrzesień 2017

Rankiem 18 września 2017 centrum Elbląga zostało zalane przez małą rzeczkę – Kumielę. Z doniesień prasowych wynika, że na niektórych ulicach: Związku Jaszczurczego, Grunwaldzkiej, Wyspiańskiego, Fromborskiej woda sięgała do pół metra. Wg Urzędu Miasta straty poniosło prawie 30 obiektów oświatowych, zalane zostały piwnice w 26 domach, zniszczona została infrastruktura komunikacyjna. Poważnie zagrożony był prywatny szpital, w szczególności generatory prądu i pompy do wykonywania dializ. W akcji wzięło udział ponad 450 strażaków i policjantów; wojsko pomagało przy układaniu worków z piaskiem na wałach.

Kumiela_Biel_Ryszard_info_elblag
Powódź w Elblągu – wrzesień 2017, galeria zdjęć: https://info.elblag.pl/galeria,5510,1,80,Powodz-w-Elblagu.html#szlak, fot. Ryszard Biel

Bezpośrednią przyczyną powodzi były opady, które zaczęły się koło północy z 17 na 18 września. W ciągu następnej doby wg IMGW spadło 60 mm deszczu, w kolejnej 70 mm. Ale opad nie był rozłożony równomiernie, były takie 24 godziny, w których suma opadu przekroczyła 120 mm. W rzeczywistości opady były jeszcze większe, bo z obrazów radarowych widać, że maksymalne opady często „omijały” posterunek pomiarowy IMGW.

Kumiela – powodziowa rzeka

Kumiela to niewielka rzeka o długości prawie 17 km. Ale przez to, że jej zlewnia w większości leży poza samym miastem na tzw. Wysoczyźnie Elbląskiej, rzeka ma charakter niemal górski. Różnica wysokości na pierwszych 11 kilometrach rzeki to 150 m – łatwo więc sobie wyobrazić jak gwałtowne mogą być spływy wód po dużych opadach. Dawniej, jeszcze sto lat temu, kiedy nie było energii elektrycznej, energia rzeki napędzała wielu urządzeń: około 10 młynów, kuźnię, folusz, młyn papierniczy. W efekcie nie miała jednego, a wiele koryt, a przy każdym młynie był staw retencyjny. To z pewnością łagodziło skutki powodzi, z których ta rzeka była znana. Mieszkańcy Elbląga nazywali ją „dzikuską”.

W 1924 roku, z powodu opadów pod koniec sierpnia, Kumiela zalała znaczny obszar Elbląga, łącznie z dworcem kolejowym. Pod wodą znalazła się również obecna ulica Grunwaldzka, Związku Jaszczurczego i wiele innych. To spowodowało naturalną reakcję ówczesnego samorządu: wybudowano wały na odcinku ujściowym do rzeki Elbląg, wyłożono koryto płytami kamiennymi, podniesiono mosty w granicach miasta i pogłębiono koryto rzeki o 1 m1. Nie ochroniło to jednak miasta przed kolejnymi powodziami.

Kumiela_1924_Lech_Słodownik
Ulica Związku Jaszczurczego (za drzewem widoczna prostopadła do niej ulica Wyspiańskiego) – rok 1924 (Autor zdjęcia: arch. Lecha Słodownika ).

Co działa dobrze, a co nie?

By zmniejszyć skutki powodzi, robi się zwykle trzy rzeczy: stara się nie dopuścić wody do miejsc, gdzie żyją ludzie, nie buduje się tam obiektów wrażliwych, np. ujęć wody, szkół, czy szpitali, oraz podejmuje starania, by istniejące tam obiekty były odporne na wodę. A jak to jest w Elblągu? I dobrze, i źle – jak zresztą wszędzie w Polsce.

Chronimy ludzi przed wodą. To najpopularniejsza strategia – wg inżynierów wystarczą do tego wały, zbiorniki i regulacje rzek. Kumiela została już uregulowana w granicach zwartej zabudowy. Gdyby nie to, że regulacja jest mało estetyczna, można by powiedzieć, że to dobrze – nie było innego wyjścia. Ale uregulowano ją też na terenach o luźnej zabudowie – terenach rekreacyjnych – w sposób, który niszczy estetykę naturalnej rzeki. To niedobrze, bo można było tu zastosować mniej inwazyjne dla krajobrazu metody regulacji. Fatalny jest natomiast plan, by kosztem 20 mln złotych uregulować pozostałe 11 km rzeki. Płynącej w parku krajobrazowym, wśród pól i nieużytków,. Powiedzieć w tym przypadku „niedobrze” – to mało. To błąd, który będzie miasto dużo kosztował. Regulacja spowoduje przyspieszenie spływu i skumulowanie wód opadowych, przez co powodzie w Elblągu będą większe. Znacznie lepiej byłoby zadbać o niezagospodarowywanie terenów, przez które płynie rzeka, stanowiące wielki, naturalny zbiornik retencyjny oraz podjęcie zabiegów utrudniających spływ wód opadowych z tych terenów do rzeki.

regulacja_kumieli_1
Przykłady regulacji wykonanych na rzece Kumieli w ostatnich latach. (Zdjęcia ze stron Info Elbląg https://info.elblag.pl/galeria,1878,26,39,Regulacja-rzeki-Kumieli.html#szlak, fot Aleksandra Szymańska).

Nie budujemy wrażliwych obiektów na terenach zalewowych. W przypadku Elbląga trudno mówić o zakazach budowy, bo mówimy o mieście. Ale warto mówić o krótkiej pamięci mieszkańców i władz lokalnych. Kumiela od lat zalewa te same ulice. A mimo to… mamy na tych terenach szpital, z aparaturą do dializ i węzłem energetycznym w piwnicy, 4 szkoły podstawowe, 2 gimnazja, 6 szkół ponadgimnazjalnych i 8 placówek oświatowych. Wszystkie poniosły straty. Nie chodzi o to, by ich tam nie było, ale żeby były przygotowane do powodzi.

Przygotujmy się do powodzi. Lista wymienionych wcześniej obiektów pokazuje, że w Elblągu nie myśli się o tym, co jest na terenach zalewanych przez Kumielę, ani o tym, czy te obiekty są przygotowane do powodzi. Ale to miasto co nie jest wyjątkiem. Nasze systemy ograniczania skutków powodzi nie uwzględniają profilaktyki – nie ma jej w planach zarządzania kryzysowego ani w planach operacyjnych ochrony przed powodzią prawie żadnej gminy w Polsce. Nie ma ich też w strategiach krajowych.

Trzeb jednak przyznać, że lokalne władze próbują coś robić. W ostatnich latach zainstalowano system monitoringu powodziowego złożony z 9 czujników stanów wody zarówno na rzece Elbląg, jak i Kumieli. Zlecone zostało również wykonanie map zagrożenia powodziowego dla rzeki Elbląg, Kumieli i Bobicy dla ośmiu powodzi od małej do wielkiej – zdarzającej się raz na 500 lat. Celem tych działań jest przygotowanie operacyjnego, czyli działającego dzień po dniu, godzina po godzinie systemu prognoz zalewów powodziowych dla tych obszarów w oparciu o dane z własnej sieci monitoringu stanów wody i ewentualnie prognoz IMGW. Ma to poprawić odpowiednio wczesne ostrzeganie mieszkańców. System ten nie został jeszcze uruchomiony, ale to dobry kierunek działania.

Gdzie zmartwienia, gdzie problem?

Podsumowując, trzeba powiedzieć, że takie zdarzenia jak w Elblągu wydobywają na jaw wszystkie mankamenty naszego systemu zarządzania ryzykiem powodziowym. I to nie tylko na poziomie lokalnym, a raczej na poziomie polityki krajowej i polityk regionalnych, czyli tych, które kształtują działania i samorządu, i społeczeństwa. Pokazują, jak w soczewce, jak schematyczna polityka krajowa – skupiona na rozwiązaniach technicznych – jest bezkrytycznie przenoszona niżej i niżej, stając się w świadomości społecznej normą myślenia o metodach ograniczania skutków powodzi.

Drugi problem, który wydaje mi się niezwykle ważny, to nasz stosunek do rzek w mieście. Prawie wszędzie brudnych, wstydliwie schowanych w kanałach – tak brzydkich, że zniechęcających do jakiegokolwiek kontaktu. A przecież nawet tam, gdzie regulacje są niezbędne, można sobie wyobrazić rozwiązania bardziej przyjazne dla środowiska naturalnego i rzeki. Bardziej przyjazne dla człowieka, umożliwiające mu kontakt wodą, dające miejsce do odpoczynku, nie mówiąc o tym, że tworzące mikrośrodowiska przyjazne ptakom i zwierzętom żyjącym w mieście. Myślę, że wielu z nas, podróżując po świecie, natknęło się na przykłady takich rozwiązań, jak na zdjęciu niżej.

seul
Deptak wzdłuż uregulowanej rzeki w centrum Seulu (http://theprotocity.com/filming-cities-nature-cities/)

Ale trudno o to wszystko mieć pretensje do lokalnych polityków. Zostali bowiem wychowani w przekonaniu, że powodzie trzeba leczyć inżynierią i że to jedyny lek na całe zło. Nie zdają sobie sprawy, że to lekarstwo, które można stosować tylko miejscowo, a dobre apteki oferują dzisiaj specyfiki znacznie skuteczniejsze.

Roman Konieczny

Tekst jest przedrukiem z Zielonych Wiadomości (http://zielonewiadomosci.pl/)


1Informacje o historii powodzi pochodzą z tekstu „Jak Kumiela Elbląg zalewała”, Dziennik Elbląski 19.09 2015: http://dziennikelblaski.pl/300259,Jak-Kumiela-Elblag-zalewala.html#axzz4uNzOBsVs.

Jeden komentarz na temat “Oberwanie chmury, czyli miejska choroba leczona inżynierią”

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s