FANTASTYCZNI POLACY BUDUJĄ ŻEGLUGĘ

Przystanek metra to nieciekawe miejsce. Rano w szczególności. Żadnych rozmów, tylko tupot butów po ruchomych schodach i jazgot hamujących pociągów. Kilkanaście lat temu, na takiej stacji w centrum Waszyngtonu pojawił się młody mężczyzna w bejsbolówce. Wyjął skrzypce i zaczął grać Chaconne Bacha – jeden z najtrudniejszych utworów na skrzypce solo. Z tysiąca osób, które przeszły koło niego kilkadziesiąt zostawiło jakieś drobniaki – zebrało się w sumie 32 dolary.

Skrzypkiem był jeden z najlepszych wirtuozów na świecie – Joshua Bell, który za minutę występu inkasuje zwykle 1000 dolarów. Skrzypce, na których grał, kupił za prawie 4 mln dolarów. Solowy koncert w metrze był eksperymentem, jaki Bell wspólnie z redakcją dziennika Washington Post przeprowadzili, by sprawdzić, czy tzw. wysoka sztuka jest rozpoznawalna przez zaprzątniętych własnymi sprawami ludzi. Wynik eksperymentu był dołujący – nikt nie rozpoznał mistrza i jego gry. Poza jedną kobietą, która poprzedniego dnia była na jego koncercie.

Joshua Bell w Waszyngtońskim metrze

Czy z tego wynika, że nie zauważamy niezwykłych, odkrywczych i ponadczasowych rozwiązań również w innych niż sztuka obszarach? W rozwiązaniach społecznych, ekonomii, czy wreszcie w tym, co interesuje nas najbardziej – w gospodarce wodnej? Moim zdaniem jest znacznie gorzej – nie tylko nie zauważamy mistrzów (może dlatego że jest ich mało), ale co gorsza nie zauważamy cwaniaków, którzy z zatroskana miną próbują nam wmówić, że robią coś „innowacyjnego” by poprawić nasze życie. A tak naprawdę działają w interesie jednej grupy lub swoim własnym.

Takim obszarem, gdzie mistrzów à rebours spotkać można na pęczki jest gospodarka wodna. Łatwo ich poznać po różnych zrachowaniach, ale ostatnio najważniejszym jest maniakalne dążenie do budowy potęgi żeglugowej Polski.  Co nie ma ani merytorycznego sensu, ani ekonomicznego uzasadnienia, w dodatku potrzeba na to niewyobrażalnych publicznych pieniędzy. A że ten pomysł nie ma dobrej prasy, nie jest też nośny społecznie to próbują nam „sprzedać” obiekty żeglugowe w opakowaniach zastępczych. A to jako obiekty niezbędne dla ograniczenia suszy, a to jako przeciwpowodziowe. Przykładów takich działań mamy bez liku. Okrętem „flagowym” jest stopień Siarzewo.

Czy Siarzewo chroni przed powodzią?

Siarzewo to stopień żeglugowy na dolnej Wiśle, który ma zostać zbudowany poniżej stopnia we Włocławku. W zależności od sytuacji – z innych powodów: bezpieczeństwa, powodzi, suszy, komfortu dla ryb, nawet komunikacji przez Wisłę. O żegludze się raczej nie wspomina. Na stronach Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej (KZGW) opublikowano tekst zatytułowany zatytułowany „Siarzewo – innowacyjny stopień wodny” (opublikowano go również w marcu 2021 w Dzienniku Gazeta Prawna) z argumentami za budową tego stopnia – powódź to argument najważniejszy. Według KZGW w najbliższej okolicy stopnia (dolina Włocławsko – Ciechocińska) powódź zagraża 14 tysiącom budynków i około 100 tysiącom ludzi, a potencjalne straty mogą wynieść aż 9,5 mld złotych. Dwa akapity dalej autor widać doszedł do wniosku, że 9 mld to za mało, więc napisał, że sumaryczne spodziewane straty w „rejonie dolnej Wisły” to 13 miliardów złotych dla powodzi o średnim prawdopodobieństwie (czyli zapewne powodzi stuletniej) a 15 miliardów złotych przy powodzi o małym prawdopodobieństwie (można rozumieć, że powodzi pięćsetletniej). Trochę się w tym pogubiłem, ale uspokoiły mnie dwa następne zdania. „Praca dwóch zbiorników (we Włocławku i Siarzewie) zmniejszy zagrożenie powodziowe, a niekiedy je całkowicie wyeliminuje. Przyczyni się do ponad 50% redukcji fal o parametrach dotychczasowych wylewów wód w Toruniu (przy pojedynczym zbiorniku tylko do 38%) i dalszego ich złagodzenia w formie retencji dolinnej w dół rzeki.

Chciałoby się wykrzyknąć: „Niebywałe! Niezwykłe!” Wynika z tego, że nasi fachowcy… powiedzmy to wyraźnie – polscy fachowcy potrafią przy pomocy niewielkiego progu, który „nie będzie tamował przepływu wody w Wisłe”, w dodatku prawie bez zbiornika, bo „zbiornik zostanie utworzony tylko w ramach naturalnego koryta rzecznego” zredukować do połowy, a czasem nawet do zera gigantyczne straty sięgające 15 miliardów złotych na 260 kilometrowym odcinku od Siarzewa – do Bałtyku. Tego na świecie nikt nie dokonał i nikt tego nie umie. Tylko my – fantastyczni Polacy!. Amerykanie z tą swoją Doliną Krzemową, z tym zwariowanym Elonem Muskiem, z tymi wszystkimi Zuckenbergami, Jobsami i Benzosami mogą się schować za szafę.

A na poważnie? Zacznijmy od tego, że nieprawdą jest, że poniżej Siarzewa powódź może zalać 14 tysięcy budynków, a straty mogą osiągnąć wysokość 13 albo 15 miliardów złotych. Dlaczego? Bo największa powódź, dla której KZGW policzyło straty (dane dostępne z map ryzyka powodziowego), czyli zdarzająca się średnio raz na 500 lat może zalać na odcinku od Siarzewa do morza niecałe 2 tysiące budynków (łącznie z budynkami wzdłuż dopływów Wisły) i spowodować straty rzędu 700 mln złotych. Skąd więc się wzięło tych 15 tys. budynków, o których pisze KZGW? Z danych z map ryzyka wynika, że są to najprawdopodobniej wszystkie (co nie znaczy zagrożone) budynki w dolinie Wisły – od Siarzewa do Bałtyku wraz z całymi Żuławami. Teoretycznie mogą zostać zalane, ale powódź musiałaby być biblijna. Niezależnie od wszystkiego zbiornik Siarzewo na takie powodzie wpływu nie ma (o czym dalej). Wiadomo też skąd autor wziął straty wysokości 9 miliardów złotych – to straty dla powodzi stuletniej tyle, że dla całej Wisły wraz z jej wszystkimi dopływami. Czyli nie dla 260 km od Siarzewa licząc do Bałtyku, ale dla jakiś na oko 2500 km. Hmmm…. Wisława Szymborska napisała kiedyś uroczy wiersz o średniowieczu.

Wisława Szymborska, Wikipedia link do całego wiersza „Miniatura Średniowieczna”

Może było tak, że autor tekstu choć świadom, że nie ma talentu poetki chciał przekonać czytelników do tej inwestycji sugerując, że odcinek od Siarzewa do morza to najstratniejszy odcinek Wisły. Problem w tym, że publiczna instytucja, by przekonać nas do swoich zamysłów nie ma nas raczyć hiperbolami, nie ma przesadzać, zmyślać, kłamać, czy konfabulować, ale powinna rzetelnie informować – mieć przekonujące argumenty. A że ich nie ma – to kłamie. Bo nie wydaje się  możliwe, by w KZGW nie potrafili ze zrozumieniem czytać danych ze na swoje potrzeby baz ryzyka powodziowego.

Nieprawdą jest również, że zbiornik Siarzewo we współpracy ze zbiornikiem Włocławskim umożliwia zmniejszenie istotnego zagrożenia powodziowego nawet do zera. Analizę możliwości zbiornika Włocławek zrobił kilka lat temu Jędrzej Kosiński [Kosiński, 2013] na podstawie 50 różnych powodzi jakie wystąpiły w tej okolicy od 1971 do 2011 roku. I co się okazało? Wyszło mu, że zbiornik Włocławski rzeczywiście potrafił zredukować 13 z tych 50 powodzi do przepływu nie powodującego strat w Toruniu. Tyle… że to powodzie niewielkie – zdarzające się średnio częściej niż raz na 10 lat, czyli takie przed, którymi skutecznie chronią wały wiślane i które Toruniowi nie zagrażały i nie zagrażają. A co z powodziami większymi? Według Kosińskiego, aby zbiornik zredukował do bezpiecznego poziomu największą falę, jaka tam wystąpiła (w 1972 roku, podobna była w 2010) musiałby być kilkadziesiąt – nawet ponad sto razy większy.

Szczyt osiągnięć zbiornika w zakresie ograniczania skutków powodzi do zera to powódź 10 letnia. Czyli znowu taka, co mieści się w wałach poniżej zbiornika. I tylko dla ścisłości warto dodać, że w tej strefie zagrożenia od Siarzewa do morza są… 2 budynki (źródło – mapy ryzyka powodziowego KZGW). A nie 15 tysięcy…

Warto też mieć świadomość, że zbiornik przyczynia się do powstawania powodzi zatorowych. Prof. Marek Grześ, który badał te zjawiska po 20 latach eksploatacji zbiornika napisał w 1991 roku tak: „ … środkowa i górna część zbiornika Włocławek jest najbardziej newralgicznym miejscem zatorowym w Polsce. … W ciągu dwudziestoletniej eksploatacji zbiornika odnotowano w nim co najmniej 24 zjawiska zatorowe. Wszystkie powyżej km 654,5 (czyli około 30 km w górę rzeki od stopnia – dopisek RK).

Tyle informacji z istniejącego zbiornika Włocławku – a co z możliwościami zbiornika Siarzewo? Po pierwsze będzie on trzy razy mniejszy niż Włocławek, więc jego zdolność do „redukcji fali powodziowej” też będzie odpowiednio mniejsza. Powódź stuletnia wypełni pojemność powodziową tego zbiornika (15,5 mln m3) w pół godziny, powódź z 2010 roku w 40 minut, niewielka powódź powtarzająca się średnio co 10 lat mniej niż godzinę! W porównaniu z czasem trwania fali powodziowej w tym miejscu, to tyle co nic, bo nawet niewielka powódź trwa w tym miejscu 100 razy dłużej. Tak więc, zbiornik Siarzewo choćby nie wiem, jak się wysilał, nie będzie miał żadnego wpływu na ograniczenie strat powodziowych. Fala powodziowa nie zauważy nawet, że przez niego przepływa.

Aleksander Kruszewski, w analizie sporządzonej dla WWF w 2012 roku przeliczył w kilku wariantach, jak falę powodziową z 2010 roku potrafiłyby wspólnie zagospodarować oba zbiorniki Włocławek i Siarzewo. I jego konkluzja była następująca: „Przeprowadzone obliczenia pokazują, że zmiany w sposobie funkcjonowania stopnia Włocławek, budowa dodatkowego stopnia w rejonie Siarzewa nie będą miały jednoznacznie pozytywnego wpływu na „poprawę bezpieczeństwa powodziowego”. W najlepszym razie mogą być obojętne. Powódź roku 2010 w rejonie środkowej Wisły z uwagi na objętość pokazała, że stopnie wodne mogą również w pewnych warunkach stworzyć dodatkowe zagrożenie powodziowe”.

Onet Kultura, Wywiad z Cecylią Malik

Siarzewo jako remedium na suszę

Najgorsze jest to, że powtarzanie od wielu lat tych samych bredni/kłamstw działa na lokalnych mieszkańców i lokalne władze. Atmosferę podgrzewają w dodatku politycy – posłanka Anna Sobecka (była spikerka Radia Maryja) zainicjowała na Kujawach akcję zbierania podpisów pod petycja za budową stopnia Siarzewo. A mieszkańcy – zmyleni ciągłym straszeniem, że bez tego stopnia grożą im wszystkie plagi świata złożyli pod petycją ponad 100 tys podpisów. Są przekonani, że zbiornik Siarzewo poprawi warunki nawodnienia gleb na Kujawach. Czy rzeczywiście?

Zbiornik nie nawodni Kujaw – nie spełni oczekiwań lokalnej społeczności. Z analiz przeprowadzonych przez WWF wynika, że zbiornik poprawi sytuację – podniesie wody gruntowe w strefie o szerokości średniej niecałe 4 km. Mimo, że zbiornik ma ponad 30 km długości poprawa dotyczyć więc będzie 3% powierzchni Kujaw!

Stopień spowoduje erozję koryta Wisły poniżej zbiornika na odcinku co najmniej kilkudziesięciu kilometrów. Co w konsekwencji wywoła spadek wód gruntowych wzdłuż rzeki i gorsze nawodnienie gleb. Mówiąc prosto – co się nawodni powyżej zapory, to się odwodni poniżej. To prawidłowość. Poniżej Włocławka erozja wynosi 4 – 6 metrów w pobliżu zbiornika, a kilkadziesiąt kilometrów dalej dno rzeki jest niżej niż dawniej o kilka metrów. W raporcie o oddziaływaniu stopnia Siarzewo na środowisko (T. IV, s. 34) napisano wprost, że erozja denna spowoduje obniżenie dna Wisły poniżej nowego stopnia  o ponad 4 m w ciągu 55 lat po oddaniu stopnia do eksploatacji, a 2,2 m w pierwszych 20 latach. Podobnie jest poniżej innych stopni na całym świecie, np. w Brzegu Dolnym na Odrze.

Niżówki mogą być większe niż były. Analizy wpływu zbiornika na stany wody poniżej przeprowadzone przez Piotra Gierszewskiego [Gierszewski, 2018] pokazały, że niżówki poniżej były w czasie istnienia zbiornika większe niż gdy zbiornika nie było, „… zapora we Włocławku wpływała na pogłębienie się niżówek, co jest widoczne w przebiegu uśrednionych wartości przepływów minimalnych, szczególnie 1, 3 i 7-dniowych”. Wpływa na to praca elektrowni.

Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest prosta: zadaniem stopni żeglugowych nie jest retencja, co pozwala na gromadzenie wody, kiedy jest jej za dużo i „dolewanie” do niskich przepływów, kiedy robi się susza. Jego zadaniem jest utrzymywanie stałego poziomu wody dla celów żeglugowych i ewentualnie produkcji energii, a do tego nie jest potrzebna duża rezerwa retencyjna. Taki właśnie jest Włocławek i takie będzie Siarzewo. Umożliwiają żeglugę, ale nie mają znaczenia powodziowego i wyrównania przepływów.

Administracja wodna wszystko to wie (widać to po cytatach i co może ważniejsze – po przemilczeniach). Mimo to przekonuje, że stopień żeglugowy może skutecznie przeciwdziałać suszy na dużych obszarach i chronić przed powodzią. Czyli kłamie.

„Innowacyjny stopień wodny Siarzewo” – strony PGW Wody Polskie

Siarzewo to gra wstępna – duży przekręt to PZRP

Plany Zarządzania Ryzykiem Powodziowym (PZRP) dla dorzeczy przygotowujemy w Polsce drugi raz. Pierwsze, sprzed sześciu lat nie były dobre. Obecne są jeszcze gorsze. Trudno je w ogóle nazwać planami. To listy działań (ponad 11000 dla Wisły i Odry), które mają stwarzać wrażenie, że ograniczą ryzyko powodziowe w Polsce, zatopione w morzu słów sugerujących z kolei, że wybrano je w oparciu o przemyślaną i dogłębną analizę. Ale czytając te raporty widać, że tam żadnego głębokiego namysłu nie było.

Aby pokazać te niekonsekwencje trzeba zrobić krótki wstęp. Plany we wszystkich krajach są poprzedzone Wstępną Oceną Ryzyka Powodziowego (tzw. WORP). Ich zadaniem jest wskazanie dla jakich rodzajów powodzi i jakich obszarów mają być przygotowane mapy zagrożenia (zasięgi powodzi) i ryzyka powodziowego (w uproszczeniu: możliwe zniszczenia, straty), a w przyszłości plany. To niezbędne dane, by można było w planach ocenić, czy proponowane działania skuteczne redukują ryzyko i czy są efektywne ekonomicznie. Drugim ważnym dokumentem jest metodyka sporządzania planów. Taka metodyka to zestaw procedur i wytycznych, jak sporządzać plany, by skutecznie ograniczyć ryzyko powodziowe i w dodatku zrobić to możliwie tanio. Jednym z elementów jakie zaproponowali autorzy metodyki była procedura S.M.A.R.T. – miała ona pomóc spośród proponowanych działań wybierać tylko te, które są skuteczne i dobrze przygotowane. W największym skrócie znaczy to, że: mają jednostkę wdrażającą (musi być jej zgoda), wyliczoną skuteczność w redukowaniu ryzyka, możliwość ustalenia czy działanie jest ekonomicznie opłacalne, oraz czy są zapewnione środki na jego realizację. Metodyka i wstępna ocena ryzyka powodziowego zostały zatwierdzone przez KZGW. Ale nikt się nią przy sporządzaniu planów nimi przejmował. Przykłady poniżej.

Działania dla powodzi spoza WORP. W planach powinny się znaleźć tylko działania ograniczające ryzyko dla powodzi i obszarów wyznaczonych w WORP. Bo tylko dla nich są dane, które pozwalają ocenić ich skuteczność i efektywność ekonomiczną. W WORP ustalono, że takie dane mamy dla powodzi od wylewu rzek i od awarii zbiorników retencyjnych: Dobromierz, Mietków, Słup, Przeczyce, Świnna Poręba, Chańcza, Besko (dla wszystkich sporządzono mapy). A w planach mamy tak: 23 działania dotyczące powodzi zatorowych o gigantycznym budżecie (brak możliwości oceny skuteczności), dwa działania dla przelania się wody przez wały (brak możliwości oceny skuteczności), jedno działanie dotyczące awarii zbiorników Pakośc i Gopło (brak możliwości oceny skuteczności) – czyli innych niż określono w WORP. Reszta dotyczy powodzi od rzek.

Działania niczyje. Procedura SMART wyraźnie mówi, że działania muszą mieć zdefiniowane jednostki wdrażające (instytucje). Mimo to w planie dla Wisły aż 14 działań ma w rubryce „Jednostka odpowiedzialna” wpisane „nie dotyczy”. W planie dla Odry sytuacja jest bardziej złożona, bo dla 6 działań są w tej rubryce wspinano „nie podano”, ale są też takie z ogólnikowymi sformułowaniami niedopuszczanymi przez metodykę, jak „jednostki samorządu terytorialnego”, „zainteresowane gminy” czy „właściciele obiektów”. Tak na marginesie, ciekawe, czy te jednostki wiedzą że w planach przewidziano dla nich wiele obowiązków.

Działania bez kosztów. Procedura mówi też, że podstawą wariantowania jest analiza kosztów – korzyści. Nie da się jej zrobić bez ustalenia kosztów inwestycji. W planie dla Wisły są 43 działania, które w rubryce koszty mają wpisane „nie dotyczy” (nie wiadomo co to znaczy), a 4 działania maja wpis „w opracowaniu”. I warto podkreślić, że są to działania, których koszt może być większy niż cały budżet planu dla dorzecza Wisły bo dotyczą stopni żeglugowych na dolnej Wiśle: Chełmno, Gniew, Grudziądz, Solec Kujawski. Co ciekawe te stopnie żeglugowe w innych planach mają określone koszty. W planie dla Odry tylko jedno działanie ma wpis „nie dotyczy”. Czyli 48 działań zawartych w obu planach nie ma określonych kosztów niezbędnych do wdrożenia.

Ekspertyza w zakresie rozwoju śródlądowych dróg wodnych…

Takich przykładów jest bez liku – listę można by długo ciągnąć. Opisuję je tylko dlatego by pokazać, że działania, których skuteczności nie da się ocenić, wprowadzono do planów nie w oparciu o racjonalne procedury, ale dlatego, że ktoś tego chciał. A że nie pasują do reszty, nie ma danych by ocenić ich skuteczność, nie wiadomo ile kosztują – nie ma znaczenia.

Kuchenne schody w PZRP dla obiektów żeglugowych

Poszukiwanie na listach działań, których wpływ na powodzie jest niewielki jest niezwykle trudne. W planach nie ma bowiem informacji, które by to ułatwiały. Opisy są nic nie mówiące, a czasem bełkotliwe, np. „Środki dla obniżenia ryzyk powodziowych w zlewni górnego cieku rzeki Opawy – Środki na odcinku pod Krnovem ochrona terenu lewobrzeżnego – Rzeczypospolita Polska”. Brak jest też informacji o skuteczności poszczególnych działań, by nie wspomnieć o efektywności ekonomicznej. Szukając więc działań, które poprawiają żeglugę, a nie chronią przed powodzią trzeba opierać się na skąpych opisach lub wspierać się informacjami z innych dokumentów. Wyniki najprostszych poszukiwań są następujące: plany przewidują budowę 7 nowych stopni żeglugowych za kwotę 16,5 mld złotych (ponieważ część nie miała kosztów, wziąłem je z innych oficjalnych dokumentów), przewidują też 9 działań związanych z modernizacją istniejących stopni o budżecie 142 mln złotych, oraz cztery działania związane z modernizacją istniejących dróg wodnych o budżecie ponad 2 mld złotych. Razem około 19 miliardów złotych. Koszty wszystkich działań w planach mających ograniczyć ryzyko powodziowe to około 29 mld. To jasno pokazuje, co dla biurokratów z ministerstwa i dla polityków jest ważne, a co nie. Redukcja ryzyka powodziowego to tylko pretekst.

Trzeba mieć też świadomość, że działań żeglugowych w planie jest więcej – to z pewnością część działań, które zostały przypisane do celu ułatwiającego akcję lodołamania (23 działania dla Wisły i Odry), jak np. podwyższenie mostów za 0,5 mld złotych i inne.

Czy kłamstwo nadal ma krótkie nogi?

Lektura tekstów i planów opracowywanych przez KZGW nie prowadzi do refleksji, że oto mamy do czynienia z profesjonalną, by nie używać słowa mistrzowską, w zakresie gospodarki wodnej, instytucją. To raczej arogancka próba wyłudzenia gigantycznych pieniędzy z budżetu państwa na działania, które nie mają żadnego ekonomicznego uzasadnienia i merytorycznego sensu. To efekt upolitycznienia tej instytucji i wciąż mocnego lobby hydrotechnicznego. Politycy uwielbiają wielkie przedsięwzięcia, jak przekop mierzei wiślanej, Centralny Port Komunikacyjny, czy budowa potęgi żeglugowej Polski. Pozwalają one budować im swój image, jako ludzi dbających o należne Polsce miejsce wśród innych w Europie. A my im wierzymy.

Problem w tym, że wszyscy jesteśmy niewolnikami przekonania, że administracja, którą powołują ludzie wybrani przez nas w demokratycznych wyborach i którą utrzymujemy z naszych podatków nas nie oszuka.  Nic bardziej mylnego. Kłamstwo w przestrzeni publicznej jest dzisiaj czymś codziennym. W gospodarce wodnej również. Rzućcie okiem na plany przeciwdziałania skutkom suszy – tam też jest stopień Siarzewo. I chyba niewiele da się z tym zrobić, bo jak twierdzi prof. Zygmunt Baumann.

Zygmunt Bauman, Wikipedia, wywiad z prof Baumanem pt „Wojna z kłamstwem jest nie do wygrania”

A politycy chętnie z tego korzystają – powiedziałbym nawet chętnie inicjują nieprawdziwe opinie ekspertów. Myślę, że plany zarządzania ryzykiem powodziowym w pierwszej wersji były znacznie lepsze. Przygotowywali je ludzie (niektórych z nich znam i wiem co potrafią) z prywatnych profesjonalnych firm. Temat jest mi znany i jestem przekonany, że miały one wtedy ręce i nogi. Ale potem pojawili się ich  mocodawcy i stojący za nimi politycy i dołożyli do tych pierwotnych wersji planów inne działania. Między innymi żeglugę. I wtedy wszystkie analizy, takie jak analiza kosztów korzyści, czy analiza wielokryterialna stały się trefne, bo nie uwzględniały tych nowych działań. A nie dało się tego przeliczyć na nowo, bo by się okazało, że to działania nieskuteczne i nieekonomiczne. I to jest bardzo prawdopodobny powód, że w planach żadnych informacji na ten temat nie ma. Pozostawienie ich to byłoby pozostawieniem dowodów rzeczowych matactwa.

Wg profesora Baumanna nie ma ucieczki przed kłamstwem. Kiedy przeczytałem wywiad z nim z 2004 roku zatytułowany „Wojna z kłamstwem jest nie do wygrania” wydawało mi się, że profesor przesadza. Potem zmieniłem zdanie. Ale i tak uważam, że powinniśmy się bronić. Z różnych powodów – to z jednej strony psucie zaufania do profesjonalizmu, z drugiej do instytucji, z trzeciej bezczelne okłamywanie ludzi… Ale najbardziej jest wkurzająca próba wyłudzenia publicznych pieniędzy pochodzących albo z naszych podatków, albo z podatków mieszkańców innych krajów UE. Zostawienie tych kłamstw bez reakcji to świadoma zgoda na marnowanie tych pieniędzy.

Wykorzystane źródła

Ciepucha P., Siarzewo – innowacyjny stopień wodny”, witryna KZGW wody.gov.pl, (dostep: 1.1.2022 https://www.wody.gov.pl/dane-kontaktowe/patronat-panstwowego-gospodarstwa-wodnego-wody-polskie/114-nieprzypisany/1732-siarzewo-innowacyjny-stopien-wodny)

Gierszewski P., 2018, Hydromorfologiczne uwarunkowania funkcjonowania geoekosystemu zbiornika Włocławskiego, GEOGRAPHICAL STUDIES, No.268, Warszawa (dostęp: 14.12.2021: https://rcin.org.pl/igipz/Content/69674/WA51_91047_r2018-nr268_Prace-Geogr.pdf)

Grześ M., 1991, Zatory i powodzie zatorowe na dolnej Wiśle. Mechanizmy i warunki., Polska Akademia Nauk, Warszawa (dostep 1.1.2022: https://rcin.org.pl/Content/19480/WA51_35259_r1991_Prace-Hab-MGrzes-Zat.pdf)

IMGW, 2003/2004, Wyznaczenie granic bezpośredniego zagrożenia powodzią w celu uzasadnionego odtworzenia terenów zalewowych. Wisła. Część opisowa., (http://www.rzgw.gda.pl/cms/site.files/file/OKI/publikacjaMap/Wisla/Wislaopisopracowania.pdf)

Kosiński J., Flood control of the lower Vistula, Acta Energetica 2/15 (2013) ss. 169–177 (dostęp 15.12.2021 – http://yadda.icm.edu.pl/yadda/element/bwmeta1.element.baztech-c4b48ffc-80bd-4af5-8d9d-dd64a1347d08/c/Kosinski.pdf)

MGGP S.A., 2020, raport z wykonania map zagrożenia powodziowego i map ryzyka powodziowego dla obszarów narażonych na zalanie w przypadku zniszczenia lub uszkodzenia budowli piętrzących, Kraków (dostep 1.01.2022: file:///C:/Users/RomanKa/Documents/blog/aMZPiMRP%20Raport%20Zal%2010%20Raport%20BP%2020200421%20v3.00%20pub.pdf)

MGMiŻŚ, 2016, Ekspertyza w zakresie rozwoju śródlądowych dróg wodnych w Polsce na lata 2016-2020 z perspektywą do roku 2030, Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, Warszawa, (dostęp: 31.12.2021, https://mgm.gov.pl/wp-content/uploads/2017/11/ekspertyza_rozwoju_srodladowych_drog_wodnych.pdf)

Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie, 2020, ZAKTUALIZOWANA METODYKA aPZRP, Warszawa

WWF, 2012, Ocena wpływu zbiornika Włocławek oraz planowanego stopnia i zbiornika w Siarzewie na warunki przepuszczania wielkich wód na podstawie powodzi z maja 2010, Warszawa

WWF, 2021, określenie hydrogeologicznego wpływu planowanego stopnia i zbiornika wodnego Siarzewo na obszary przyległe (Kujawy) (dostep 1.01.2022: https://www.wwf.pl/sites/default/files/inline-files/siarzewo%20-%20susza%20DRUK.pdf)

Żakowski J., 2004, Prof. Baumann: wojna z kłamstwem jest nie do wygrania, Polityka (Niezbędnik inteligenta), (dostęp 31.12.2021; https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/klasykipolityki/1776382,1,prof-bauman-wojna-z-klamstwem-jest-nie-do-wygrania.read)

Zabawy z mapami, czyli jak stracić na powodzi nie będąc zalanym

Panie i Panowie! 15 kwietnia 2015 roku spełniły się oczekiwania setek, tysięcy, a może nawet miliona Polaków. Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej opublikował w Internecie ponad trzydzieści tysięcy arkuszy map zagrożenia i ryzyka powodziowego (mapy.isok.gov.pl) i ogłosił, że każdy arkusz to akt prawny.

Tak bym napisał jeszcze na początku grudnia zeszłego roku. Tekst byłby ironiczny, bo administracja spóźniła się z mapami w stosunku do wymaganego terminu grubo ponad rok i udawała, że nic się nie stało. Ale byłby też konstruktywny, bo niezależnie od jakości map, można wreszcie zacząć poważną rozmowę o ich przydatności. Tyle, że dzisiaj sytuacja jest dramatycznie inna niż te dwa, czy trzy miesiące temu, więc tekst trzeba zacząć inaczej:

Panie i Panowie. 30 grudnia 2015 roku Prezydent RP, a wcześniej parlament RP zawiódł oczekiwania setek, tysięcy, a może nawet miliona Polaków. Wszystko przez przeprowadzoną galopem w ciągu 21 dni (trzy tzw. czytania w Sejmie w ciągu dwóch dni) zmianę Prawa wodnego, która zwalnia samorządy gminne z konieczności uwzględniania map zagrożenia powodziowego w planach zagospodarowania przestrzennego gmin. Jednym podpisem pan Prezydent wyrzucił w błoto 200 mln złotych, bo tyle kosztowało opracowanie map. Nie zauważył też, że zabiera tym podpisem znacznie większe kwoty właścicielom gruntów. Powie ktoś nic szczególnego, bo nie takie pieniądze politycy potrafią zmarnować stała się jednak rzecz znacznie od tego gorsza wyrzucono do kosza najskuteczniejszą metodę ograniczania strat powodziowych, czyli uporządkowanie budownictwa na terenach zagrożonych powodzią.

Jedną rzecz trzeba wyjaśnić od razu – nie można za tę nieszczęsną historię obwiniać wyłącznie rządzącej obecnie formacji politycznej. Poprzednie obsady Ministerstwa Środowiska i Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej, o różnej zresztą proweniencji politycznej, począwszy od SLD, poprzez PiS i koalicję PO – PSL mocno pracowały, by stworzyć dla tej decyzji solidne podstawy. Nie chciałbym być odebrany jako obrońca takich partii jak PiS, czy partia Kukiza, których sposób myślenia o świecie jest mi tak obcy, jak odkryta niedawno, podobna do Ziemi planeta Kepler-186f krążąca 500 lat świetlnych stąd. Ale ta ciągnąca się od dawna historia jest tak absurdalna i pouczająca zarazem, że nie opowiedzieć jej ze szczegółami, od początku do końca, to jakby opuścić w elementarzu lekcję zatytułowaną „Ala ma kota”. To ważna lekcja o amatorszczyźnie, głupocie lub arogancji większej niż norma przewiduje. Czytaj dalej Zabawy z mapami, czyli jak stracić na powodzi nie będąc zalanym

Polska nie poprze kandydatury Gilberta White’a do nagrody Nobla

Kim do cholery jest Gilbert White? To fizyk kwantowy? Nie? Może dramaturg? A może ten chemik od receptorów sprzężonych z białkami, co go opisywali w prasie? Też nie? Będziecie rozczarowani: Gilbert White to amerykański geograf, którego badania, analizy, publikacje i aktywność zmieniły strategię ograniczania skutków powodzi w wielu krajach, na wszystkich prawie kontynentach.

Powódź to dzieło Boga, winę za straty powodziowe zwykle ponoszą ludzie” napisał 70 lat temu. Jego przesłanie, w uproszczeniu, było następujące: Jeśli wyobrażacie sobie, że przy pomocy wałów i zbiorników zlikwidujemy powodzie, to kieruje wami zwykła naiwność. Nie wygrywa się z Panem Bogiem. Powinniśmy się skupić na tym, na co mamy wpływ. Zanim więc ktoś podejmie decyzję o budowaniu na zagrożonych terenach domu, biura, fabryki, czy szpitala powinien odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to konieczne. A jeśli wyjdzie mu, że tak, to powinien odpowiedzieć na kolejne pytanie: co trzeba zrobić by ten obiekt i ludzie, którzy go będą używać byli odporni na skutki powodzi.

Takie słowa pod koniec lat czterdziestych, kiedy w branży wodnej królowała wyłącznie inżynieria były czystą herezją. Nie rozprzestrzeniły się więc po świecie z szybkością wybuchu supernowej. Ale dzisiaj, po 70 latach widać gołym okiem, że prace White’a zmieniły wszystko: najpierw strategię działania administracji USA, a potem strategie wielu innych krajów: Kanady, Australii, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, Bangladeszu, Pakistanu itd. Bez tych prac nie byłoby również obecnej europejskiej dyrektywy powodziowej.

Gilbert White dokonał przewrotu w naszym sposobie myślenia o powodzi i dlatego składam jako pierwszy propozycję o przyznanie mu nagrody Nobla. Choć wiem, że Polska tej kandydatury nie poprze. Nie dlatego, że Alfred Nobel nie przewidział nagrody w tej dziedzinie, ale dlatego, że sposób myślenia Gilberta White’a jest nam w Polsce zupełnie obcy. Jego postać również. Nie wierzycie? Wrzućcie jego nazwisko do przeszukiwarki Googla – jeśli ktoś w pierwszej setce wyników znajdzie coś o nim po polsku stawiam koniak. Jedyny tekst – recenzję biografii G.F. White’a napisał prof. Zbigniew Kundzewicz, tyle że po angielsku. Czytaj dalej Polska nie poprze kandydatury Gilberta White’a do nagrody Nobla

Powódź w Somerset i wolta Camerona

Nie ma nic bardziej niewdzięcznego, jak opracowywanie planów ograniczania skutków powodzi. Wszyscy są bowiem przekonani, że dzięki nim powodzi nie będzie. Mało komu przychodzi do głowy, że taki plan to próba ułożenia się z Naturą, co oznacza, że kiedy z szacunkiem kierujemy do niej pytanie „To jak będzie?” pada zawsze ta sama odpowiedź „To się zobaczy”. Znaczy to tyle, że powódź będzie, ale gdzie, kiedy i jak duża to trudno powiedzieć. Nieprzewidywalność Natury to jedno, ale układać się trzeba również z ludźmi, którzy mają swoje pomysły na życie, więc wymyślenie gdzie i kiedy ich plany mogą być w kolizji z Naturą nie jest łatwe. W efekcie dobry plan jest jak strategiczna gra planszowa, planiści pochyleni nad nią kombinują: jeśli ona tak, to my tak, a jeśli oni tak, to my wtedy tak… Może to brzmi i ciekawie, ale kiedy po paru latach woda nieuchronnie zaleje jakieś domy, zerwie drogi, a w telewizji pojawią się ludzie z całym ogromem nieszczęścia na twarzach, z pewnością podniesie się krzyk, że plan był zły. Że ktoś zawalił sprawę. Więc ci od planów zawsze mają pod górkę. Oni wiedzą, że plany prowadzą do ograniczenia strat, a wszyscy myślą, że chronią przed powodzią. Czytaj dalej Powódź w Somerset i wolta Camerona